sobota, 7 lutego 2015

Królestwo Boże w nas

Zastawia mnie... dużo. 

Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano!
Mdr 7,15. 

Chrześcijanin - kto to taki? Można by zrobić na ten temat sondę w grupie cztero i pięciolatków i podejrzewam, że odpowiedzi byłyby co najmniej ciekawe. Bo dzieci są mistrzami profesjonalnego definiowania. 

Ostatni czas jest czasem świadectw - pokazywania nie komu innemu, jak mnie, misiowi o bardzo małym rozumku (albo, jak kto woli - w oryginale: a Bear of No Brain at All), że Bóg naprawdę może ABSOLUTNIE WSZYSTKO, a ty się, misiu, martwisz. Jak się tak człowiek nad tym porządnie zastanowi, to aż ciarki biegną po plecach. Bo na przykład człowiek, którego poznałam kiedyś od strony nieszczególnie podbudowującej moją i tak słabą wiarę (delikatnie rzecz ujmując), nagle pojawia się znów w moim życiu, zupełnie nieproszony i jakby przez przypadek, jako Świadek, jako świadomy Wyznawca, stwierdzając z przekonaniem budzącym mój zachwyt, że w Najświętszym Sakramencie jest Bóg! Idąc na to spotkanie, będąc w stanie zmęczenia psychicznego, podejrzewałam, że poziom mojego odrętwienia skutecznie zamuli całą przyjemność wynikającą z dzielenia czasu z drugim człowiekiem. I stało się wprost przeciwnie - do dziś mam niedosyt i z lekkim zniecierpliwieniem czekam na kolejnych godzin kilka w kawiarni i ciąg dalszy niedokończonej ostatnio opowieści. Gdyby mi ktoś kiedyś, jakiś czas temu powiedział, że będę słuchać niemalże z rozdziawioną gębą, jak ta konkretna osoba, siedząc po drugiej stronie stolika opowiada mi historię własnego nawrócenia i jak pustka, której nie była świadoma, została w niej wypełniona, chyba postukałabym się w czoło. Się i mniemającego tak ktosia.

Albo chłopak, chyba młodszy ode mnie, który żyje Bogiem na tyle bardzo, że Ten przez niego uzdrawia innych ludzi. I to bardzo konkretnie. 

Albo jeszcze inne fakty, że oto można zrobić coś, co wydawało się w mym małym rozumku całkowicie niemożliwe, niewykonalne, no po prostu nie... 

Po raz kolejny jestem Mu wdzięczna za ludzi, których mi daje. 
Po raz chyba pierwszy na taką skalę uświadamiam sobie, jak bardzo nasza wiara, a raczej jej brak ogranicza (paradoksalnie!) Wszechmogącego Stwórcę. Kilka dni temu czytano fragment ewangelii o kobiecie cierpiącej na krwotok, która gdy tylko dotknęła szaty Jezusa, została uzdrowiona oraz córce Jaira, którą Chrystus wskrzesił. 

TWOJA WIARA CIĘ UZDROWIŁA

To nie Pan Bóg nas nie uzdrawia, to nasz brak wiary w Jego wszechmoc. Tak jak ludzie żyjący w czasach Chrystusa nie rozpoznali w Nim Boga, choć widzieli cuda, które czynił, tak samo my dziś, mając Ducha Świętego (!!) i niejednokrotnie będąc świadkami większych czy mniejszych cudów, nie dostrzegamy, że owszem - Bóg Jest wśród nas. 

Długo na stwierdzenie, które bardzo personalnie było do mnie wypowiadane, że MAM DUCHA ŚWIĘTEGO (ja mam, ja konkretnie) reagowałam mniej więcej z takim zaangażowaniem emocjonalnym i entuzjazmem, jakby mi ktoś powiedział, że mam kota, albo psa - kompletnie nie rozumiejąc, co z tego wynika i co, a raczej Kogo ja naprawdę mam oraz czy aby na pewno Go mam i o co w ogóle się rozchodzi.

I chyba dopiero się uczę. Wszystkiego się uczę. A najbardziej przekonania i wiary, że owszem, Bóg Jest ze mną, ze mną konkretnie i że cóż może uczynić mi człowiek oraz z góry będę spoglądał na mych wrogów. Nie dlatego, że taki jestem fajny i zaradny super człowiek. Nie dlatego, że lepszy, niż inni (nonsens). Ale dlatego, że On nie może mnie zostawić, bo mi obiecał, że mnie nie zostawi, a w przeciwieństwie do mnie - On nie rzuca słów na wiatr. 

Naprawdę, naprawdę tak jest, że gdyby wiara była jak ziarnko gorczycy, to przenosiłbym góry, ja - człowiek co najmniej bardzo przeciętnej kondycji. Bo On może wszystko, a ja mogę wszystko w Tym, Który mnie umacnia. 

Być chrześcijaninem to być, jak Chrystus, czyli móc z całkowitą, stuprocentową ufnością powiedzieć: "Ja wiedziałem, że Ty mnie zawsze wysłuchujesz". Dla mnie to trochę brzmi, jak wypowiedziane z satysfakcją i porozumiewawczym uśmiechem: "Ha! Wiedziałem!" 

Dlaczego nie robimy tego wszystkiego, co robił Jezus? Dlaczego zadowalają nas nasze modlitwy, w których prosimy tylko o to, co po ludzku wydaje nam się możliwe i wykonalne? Dlaczego nie mamy prosić o więcej i iść dalej i być naprawdę, jak On? Przecież JESTEŚMY DZIEDZICAMI. 

Nie dam sobie odebrać tego dziedzictwa Złemu, który bruździ w moim życiorysie nie od wczoraj. Po prostu i stanowczo mówię mu: NIE. Spadeczek jest dla mnie i fora ze dwora. Nie lada spadeczek. Cały MAJĄTEK! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz