Gdybym Tobie ufał, ale tak naprawdę,
być może już dawno byłbym święty.
Może Wielki Post jest po to, żeby
modlić się o głód. Żeby pragnąć głodu. Bo jeśli nie ma
głodu, nie pragnie się nasycenia. A czy wszystko nie będzie
całkowicie bez sensu, jeżeli nie zostanę nasycony Tobą? I czy
mogę zostać nasycony Tobą, jeżeli całym sobą tego nie zapragnę?
Bez reszty. Bez: to jest moje, nie oddam.
Post długo, choć nie wiem, czy
świadomie, kojarzył mi się z takim trochę niewygodnym i
uwierającym, ale oczekiwanym (przez kogo – Boga? Kościół?
Innych ludzi?) wyrzeczeniem się tego, czy tamtego. Bo tak trzeba.
Bardzo powoli wdziera się w to – iście pogańskie – myślenie
myśl nowa, choć przecież tak zdumiewająco oczywista, że aż
zawstydzająca, a mianowicie, że istotą całego tego czasu jest
spotkanie z Bogiem (baranie!).
Pustynia – tam z Jezusem jest Duch,
za to nie ma wielu bodźców, które są nieodłączną częścią
codzienności niepustynnej. Dlatego Wielki Post aż sam się prosi by
z czegoś zrezygnować, by zadbać o ciszę, o przestrzeń, o czas, o pustkę wreszcie niezapchaną. By usłyszeć głód, który noszę w sobie. Stojąc na progu Postu, w stanie dalekim od pożądanego, myślę, że
może po raz pierwszy w życiu nie będzie to czas bezmyślnie
roztrwoniony na niczym. Może wreszcie Bóg ma szansę stać się
Kimś Najprawdziwszym w moim konkretnym, niepojętym życiu?
Jak bardzo zmienia się perspektywa i
całe rozumowanie, kiedy z bujania w tych, czy innych obłokach, coś
zrzuca cię na dół i zaczynasz dostrzegać, że Bóg nie jest w
pierwszej kolejności Panem twojej bujnej fantazji (choć to też),
ale przede wszystkim życia – tego całkowicie prostego,
namacalnego, codziennego, niekoniecznie łatwego, czasem nudnego i monotonnego i
tego wszystkiego od czego uciekasz, z czym się nie mierzysz, czego
unikasz i w obliczu czego przyjmujesz postawę strusia. Tego przede
wszystkim. Jest, bo wszystko jest Jego i nie jest, bo do niczego nie
dajesz Mu dostępu, nigdzie Go nie zapraszasz.
Tak, tak, Panie Boże – wszystko
dobrze, dziękuję, pozdrawiam. Do usłyszenia. (Jakby On był wiecznym oczekiwaniem takich właśnie odpowiedzi).
Nie, nie, Panie Boże – może wcale
nie wszystko i przecież wiesz, że mam kilka kont z Tobą zupełnie
niewspólnych, jakbym się bał, że wypłacisz wszystkie moje
oszczędności, które istnieją tylko i wyłącznie dzięki temu, że
Ty na to pozwalasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz