wtorek, 21 kwietnia 2015

zwykły dzień świąteczny

Jak co wieczór o tym podobnej porze, dopada mnie mały zgon. Żeby było milej, uraczono mnie jeszcze lampką wytrawnego wina, złamanego smakiem pływających w nim daktyli. Pan Bóg otacza mnie dobrymi ludźmi! I dobrymi rzeczami... Dosłownie. Przesiewam, jak przez sito, wszystkie nieprzyjemności będące częścią obecnej egzystencji, wszystko, co niemiłe, szorstkie, nieprzyjazne i dobijające. Jest wiosna! Jest święto. Bo wiosna to ta najbardziej świąteczna część roku, kiedy wszystko się rodzi. Na nowo. Nawet cmentarz tętni teraz życiem (sprawdziłam rano) - kwitną drzewa, soczyści się zieleń, śpiewają ptaki na potęgę - taka rażąca granica życia i śmierci, istnienia jednego obok drugiego i jednego wespół z drugim. Dziś żyję. Dziś jest święto. Dopiero teraz dociera do mnie, że każdy, każdziutki dzień zasługuje na to, by uczynić go dniem świątecznym, by Sacrum znalazło sobie w nim swoje miejsce, by stało się coś dobrego, by jakaś dobra myśl przebiegła przez czerep, by ładnie wyglądać, by zjeść coś, co się lubi, posłuchać pięknej muzyki. 

Szerzenie Królestwa to rozpowszechnianie prawdy i piękna, usuwanie kłamstwa, kiczu i porządkowanie chaosu. Z tym ostatnim jest najtrudniej. 



2 komentarze:

  1. j a też miałam dziś podobną myśl, kiedy przejeżdżałam koło cmentarza żydowskiego, cudnie cichego, spokojnego i zielonego. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh... :) Miło. Pięknie jest. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń