wtorek, 22 września 2015

był sobie człowiek

Był sobie człowiek jak miasto. 

Tętnił życiem pełnym zgiełku i nieustannych remontów. Nieidealny, niczym popękane ulice i wygięte tory tramwajowe. Mrużył oczy, pieszczony przez wschodzące i zachodzące słońce, uśmiechał się pod nosem i studził kawę na parapecie, lub ogrzewał dłonie herbatą. Mógł pomieścić w sobie troskliwą sympatię do wielu zagonionych i ukochanych istnień i brak zrozumienia dla własnego istnienia równocześnie. Był. Jak dżem z truskawek, jak plaża, jak ścieżka w parku, jak cokolwiek innego, bez czego by się obeszło, choć pewnie inaczej. 


Pewnego dnia sponsorowana archeologia rozgrzebała centrum istnienia, wydobywając na światło dzienne kilka historycznych ładunków wybuchowych, oddychających wciąż pod powierzchnią niby-ładu. Zaczęła się nowa-stara historia, wojna po wojnie, nie tyle życie na bombie, co bomba w życiu, skłonna do wybuchu przed detonacją. I zasypywanie niepożądanego odkrycia śmieciami.

Był sobie człowiek.

Kochał i nienawidził. Śmiał się i płakał. Stawiał granice. Zamykał drzwi - był panem klucza, milczenia i zawziętości. Nie pisał listów, ale pragnął Odwiedzin i cudu. 

Był sobie człowiek, który nie potrafił być tym, kim miał być naprawdę.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz