piątek, 15 stycznia 2010

"i światła więcej w głowie"

No, to dwa wpisy w indeksie już są. Jeszcze tylko mnóstwo innych.
Lekkie zmęczenie, ale bez przesady. Gorzej z marznięciem. Piątek zaczął się, jak u Muńka: "za oknem zimowo, zaczyna się dzień, zaczynam kolejny dzień życia, wyglądam przez okno - na oczach mam sen(...)". Tylko żaden "wypity alkohol" w nic nie uderzał. Dawno nie piłam alkoholu. Ale autobusy w śniegu jeszcze trochę się taplają. W końcu zima na całego. A u dzieci ferie.
Ja natomiast cieszę się, że weekend już i doświadczam równocześnie niewielkiej pustki. Zawsze tak jest, kiedy po okresie intensywnych działań przychodzi moment na wytchnienie. Wytchnienie fajne, ale zwykle razem z nim, jakąś niezlokalizowaną szparą wciska się pustka egzystencjalna. Dziś pusteczka, bo nieduża jest. Może to zwykłe zmęczenie tygodniem, a może istotą rzeczy jest właśnie ta niezlokalizowana szpara, którą trzeba namierzyć?

Ostatnio miałam piękny czas bardzo kolorowych i radosnych snów. Uwielbiam to! :) Wstaję wtedy wypoczęta and with "positive attitude towards the life" (cytat jest jednym z tych zwrotów, które na dobre ugrzęzły w mej pamięci i pochodzi z tzw "spicza" z czasów licealnych, kiedy to jeszcze władałam językiem angielskim). Sny miały w sobie kolorystkę rodem ze zdjęć Gawlaka (przynajmniej niektóre), w wielu z nich występował motyw podróży (ku pokrzepieniu serca, bo właśnie marzę o emigracji), dwa natomiast były całkowicie absurdalne, ale nie mniej radosne. Jeden z nich o kolejce u lekarza. Właśnie. Bo jakie nosimy w sobie wyobrażenie poczekalni z ukochanych przychodni? Nużące miejsce, pełne ludzi, oświetlone słabą żarówką. Ludzie narzekają i kłócą się o to, czyja teraz kolejka. Pani A "siedzi tu od rana i nie ma zamiaru nikogo przepuszczać", czym pani B średnio się przejmuje, bo "wchodzimy według listy". A przecież można inaczej! :) We śnie moim wyglądało to mniej więcej tak: osób w liczbie lekko ponad dziesięć, w różnym wieku (ojciec z dzieckiem, poczciwi staruszkowie, jakieś panie w średnim wieku i ja). Siedzimy na krzesełkach w kółku (dokładnie tak, jak w przedszkolu) i wcale się nie kłócimy. Dominuje raczej dowcipny dialog, z inteligentnymi, ciętymi ripostami (tutaj szczególnie aktywni staruszkowie). Ogólnie przyjemnie, wesoło i czas szybciej mija. A wszystko w tak przyjaznej atmosferze.... zachwycił mnie ten obrazek, choć na myśl przywiódł filmy Barei, co znaczy, że obfituje w absurd, niczym peerelowska rzeczywistość. Szkoda.

No i na koniec, w kontekście zimy, pustek i sesji: to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz