Bo o wiośnie to każdy już milion razy mówił i pisał i taki to oklepany wątek... Ale nie mogę nie napisać o czymś, co mnie regularnie zachwyca, bo moja wybredność skrupulatnie selekcjonuje wszystkie zjawiska i tych w kółko zachwycających jest naprawdę niewiele.
A przecież wracam do tego mojego zaścianka i patrzę i wącham i nawet nie przeszkadza mi, że być może jednak mam alergię na któryś z wiosennych aspektów.
Idę. Idę zaściankiem, prowincją, krawężnikiem małomiasteczkowym i pochłaniam łapczywie oczkami te cuda. Wszystko eksploduje, tylko patrzeć i taplać się w zachwycie. I wąchać powietrze. Świdruje mnie taka aura dogłębnie.
I niebo i ciepły deszcz i burza za rogiem i zapach po burzy.
I zrzucać tę zimę i myśli z ołowiu i wszystko to takie pokurzone i stęchłe oddalać.
I cieszyć się i dławić tym światem, a przynajmniej tą wdzięczniejszą jego częścią ! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz