niedziela, 5 września 2010

po prostu

Trzewikami, brukiem, w stronę domu. W kieszeniach nie ubyło nic. Przybyło kilka głosów, kilka par oczu, kilka sposobów przeżywania świata. I wdzięczność.
Jesień za rogiem - ta z mgłami, szarym śniadaniem i czymś ciepłym dookoła szyi.
Euforii absencja. Ale właściwie ona jest zbędna. Więc godzi się myślenie i na jesień, i na mgły, i na przetarte ścieżki tam i z powrotem. Na wstawanie bezentuzjazmowe, naukę prozaiczną, te same budynki dzień w dzień - z prawej i z lewej - nie mniej prostopadłe, niż dotąd, autobusy nudne, jęczące tramwaje.
I tylko ten Żyd z pejsami. Ten - prawie milczący, w czarnych butach i okrągłych okularach -młody Żyd. Z młodą Żydówką. I chusta w pastelowe kwiatki i kołyszące się złote kolczyki.
I świat nieznany, upragniony, czekający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz