środa, 26 listopada 2014

na wpół do kwietnia

Lawenda zimuje w kuchni. Trochę zdrzewiała, jak każdy na zimę. Staram się nie zapomnieć i podlewać. Wcześniej zajmowała miejsce na moim prywatnym parapecie. Wspomniałam komuś - prawdopodobnie była to E. (pozdrawiam ;)), że do niej (lawendy) mówię i tak dalej. I w odpowiedzi dostałam przyrównanie do Leona Zawodowca - ku zdumieniu memu i radości również mej. I dziś, choć moje relacje z roślinką uległy zdystansowaniu, zastanawiam się, ile we mnie takiego Leona... 

Bardzo lubię ludzi. Naprawdę. I ostatnio mnie nawet jakoś drastycznie nie wyprowadzają z równowagi - jeżeli, to z rzadka i nie jakoś bardzo dogłębnie. Nie mam potrzeby, aby atakować innych, jeżeli już pojawia się agresja, to raczej w obronie i nie bez powodu. 

Ale... Są takie chwile w życiu żółwia, że stałby się chętnie, jak Garfield (poza tym, że złośliwy już bywa i że już wie, że lubi lasagne, szczególnie w wydaniu O. - również pozdrawiam) - nastawiłby budzik na wpół do kwietnia i tyleście go widzieli.

Taki, ot, skrawek przemyśleń na temat tego, jak to życie, stanowiące potężną pokusę totalnej niezależności prowadzi ostatecznie do uznania, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Gdzie zatem przebiega subtelna granica pomiędzy zdrową dumą, a po prostu pychą i zadufaniem?

I jeszcze coś z cyklu - człowiekiem jestem i nic, co obce, nie jest mi ludzkie - słyszałam kiedyś opowieść (ponoć opartą na faktach) o pociągu nowoczesnym w pełni zelektryfikowanym. Przywieziono go dumnie z południa i osadzono w warunkach klimatycznych nader polskich. Nastała zima. Walnęło śniegiem, potraktowało mrozem i subtelny pociąg południowy, w którym wszystko działało dzięki czułemu przyciskaniu odpowiednich guziczków i ogólnie elektryczności napędzającej niemal każdy jego mechanizm, trafił przysłowiowy szlag. I zatęskniono wówczas za składami, w których w awaryjnej sytuacji drzwi dało się nakłonić do otwarcia za pomocą klasycznej przemocy, czy tam siły - niech będzie. 

A czym jest człowiek, jeżeli nie tym, kto pozwolił się w pełni zelektryfikować i totalnie usubtelnić, podczas gdy czasem naprawdę trzeba "z kopa", czyli twardo? 

A mówi to ten, kto sam przespałby zimę. No, poza Adwentem. ;)

Sorry, taki mamy klimat?  Takie z nas pociągi elektryczne wrażliwe jak jasna cholera i niedostępne w warunkach niekorzystnych. Dlaczego? Nie do końca wiem, a jeszcze bardziej, niż nie wiem - po prostu brak mi siły do myślenia. Może słusznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz