Uczymy się już angielskiego, znaczy Z. już się uczy. Na stole rozłożone książki, znad stołu pada pytanie:
- Jak myślisz - jaka jest moja ulubiona liczba? Do twelve?
Przyzwyczajona do pytań Z. z cyklu a jak myślisz? (Jak myślisz, jaki jest mój ulubiony kolor? Jak myślisz, mamy w klasie Piotrka, czy Bruna? oraz moje ulubione: A jak myślisz, o czym teraz myślę?) rzuciłam na odczepnego:
- Eleven.
I oczywiście nie spodziewałam się żadnej zaskakującej odpowiedzi. Tymczasem Z. stwierdziła:
- Nie. Three.
- A dlaczego?
- Bo po trzech dniach Pan Bóg powrócił.
- [zaskoczona] A skąd to wiesz?
- Mama mi opowiadała.
- A wiesz, że Pan Bóg jest też w trzech Osobach?
- Jak to?
- Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty. Jeden Pan Bóg, ale w trzech Osobach. Trudno to zrozumieć...
A już całkiem później pomyślało mi się, że Bóg, który jest w trzech Osobach jest prosty, w przeciwieństwie do mnie, pomimo, iż z tego, co wiem, jestem tylko jedna. (Dobra, dobra, mam to swoje ego, ale ono się nie liczy). Jemu nic nie przeszkadza w prostocie. Też tak chcę.
ooo.. kiedyś odbyłam bardzo podobną rozmowę z O. ;) może to jakaś reminiscencja ? ;)
OdpowiedzUsuńkto to wie. Ja ich nie ogarniam :)
OdpowiedzUsuńKochana! i tak długo z nimi wytrzymujesz. lubię te opowieści. uściski ;)
OdpowiedzUsuńheh ;) Dzieci tak, jak nikt inny na świecie potrafią budzić w człowieku skrajnie przeciwstawne uczucia. Aż normalnie poczułam się matką :P
OdpowiedzUsuń