sobota, 13 lutego 2016

wysłuchaj nas

Pijaczkowie różnych szerokości geograficznych. Na przystankach i ławkach. Na ulicach i pod drzwiami kościołów. Tak, jak każdy wśród znajomych ma kogoś, kogo przezywają "Łysy", tak każdy jakiegoś pijaczka zna - osobiście, lub z widzenia, z rodziny, kręgu znajomych, sąsiedztwa, z drogi do pracy, czy dokądkolwiek. Naprawdę nietrudno o takie znajomości. Czasem zabawni, czasem agresywni, zawsze nieszczęśliwi. Bo człowiek zniewolony szczęśliwym być nie może, nawet jeśli się za takiego uważa. I owszem, może sami sobie winni, bo pewnie powpadali w ciągi na własne życzenie, może z użalania się nad sobą, a może nie wiadomo do końca dlaczego. Straszna choroba, na którą cierpią zarówno sami "zarażeni", jak i najbliższe ich otoczenie. A jeszcze bardziej straszne jest to, że o ile z grypy, ospy, raka i wielu innych przypadłości ludzie chcą się wyleczyć, o tyle z tego często nie chcą, nawet nie próbują. I chociaż to bieda wynikająca z wyboru, z ciemności, może z rozpaczy, to jednak bardzo bym chciała, żeby Bóg okazał im Swoje potężne miłosierdzie. Bo im większa ciemność i rozpacz człowieka, tym więcej tego miłosierdzia potrzeba. Im większy grzech, tym obfitsza upragniona łaska. I może można pragnąć za kogoś, kto już nie pragnie... Kiedyś myślałam: jak to dobrze, że taka nie jestem. Teraz myślę, że może oni też tak kiedyś myśleli. Ktoś, kto cierpi na własne życzenie, niejednokrotnie dokładając się przy tym do cierpienia innych, nie potrzebuje użalania się nad jego niedolą. Potrzebuje miłości, która go dźwignie. I czasami - co zrozumiałe - najbardziej kochający człowiek nie ma takich zasobów miłości, choć pewnie by chciał. A Bóg? Pragnę Boga dla tych ludzi. Właśnie dlatego, że im się nie należy, że nie zasłużyli, że po ludzku trudno ich kochać. 

* * *

- Ja panu tego piwa nie sprzedam. 
- Dlaczego?
- Bo chcę być uczciwa, nie sprzedam. 
- A jak wytrzeźwieję? (...) Pani jest bardzo uprzejma! 

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz