sobota, 6 lutego 2016

Okropnie gorąca lutowa noc, przespana przy uchylonym oknie, z uczuciem ulgi, że powietrze pachnie tak samo, jak dawniej. Wiatrem, wilgotną ziemią i wiosną. Kilka stopni na zewnątrz wyrównuje temperaturę w środku. Nazajutrz niemożebnie mokry i gęsty śnieg oddala perspektywę wiosny jeszcze na jakiś czas. Wieczorne wyjścia, jeszcze późniejsze powroty. Względną ciszę przecina szelest pociągów od i do, w których zawsze można znaleźć ludzi do pozazdroszczenia, że mają swoje jakieś dokądś. Przy świetle dziennym i nocnych, bladych lampkach. 
Pociąg przesuwa się po wiadukcie jednym ślizgiem. W ciemność, w nieznaność, dalekość, lepszość - tam, dokąd każdy czasem chce uciec. Idziesz i pragniesz znaleźć się tam - w jednym z wagonów, w innej skórze, pędzić przed siebie, patrzeć za okno, być śledzonym li tylko przez gwiazdy i Tego, Kto nimi przykryty widzi wszystko, wie wszystko, rozumie niezrozumiałe i tylko nie wiesz, Kim Jest. 
O, jak cholernie się boisz. I jak "cholernie" to za mało powiedziane. A co, jeśli się nie uda? 

Nie umiem Ci ufać
Nie umiem Ci wierzyć
a chciałbym. O wiele bardziej, niż tylko "cholernie". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz