poniedziałek, 1 października 2012

nie mam pomysłu na tytuł 1.

Ilość niepoodrywanych rogów w kalendarzu krzyczy, jak bardzo jest się w tyle. W tyle na starcie. Z tym ściennym, co wisi, jest dużo lepiej. Co ma wisieć, nie utonie. Ty masz pójść. W tysiąc miejsc, a w każdym razie do przodu. Bez oglądania się za. 

Czasem biegniesz, z całych sił, na pusty przystanek, na swój autobus, który już nadjeżdża, kiedy ty wciąż jeszcze biegniesz. Zatrzymuje się. Otwiera drzwi. Czeka jak smok, aż wpadniesz, by móc cię wchłonąć do środka i zamknąć paszczę. Więc dosłownie wpadasz, przepadasz we wnętrzu tego, czy innego Solarisa i łapiesz powietrze przez kilka następnych przystanków. 

Jest to miłe, kiedy kierowca widząc, że już mkniesz, zatrzymuje się i czeka. Czeka, aż zdążysz, bo nikogo innego ten konkretny autobus w danej chwili nie obchodzi.  Jest to miłe - móc zostawić temuż kierowcy, na okienku do sprzedawania biletów, dwie krówki na dobre popołudnie. 


piątek, 28 września 2012

nie opowiem panu

Prawda jest nie tyle po środku, co w środku. Nie do końca mi wiadomo, czy da się ją wyrazić słowami. Na głos. Wypowiedzieć. Jak Inwokację, albo odruchowe halo w pustą przestrzeń telefonicznej słuchawki. Czasami się ucieka, jakby było dokąd. Byle szybciej, byle dalej, byle jak. Nauczyliśmy się wiać. Instynktownie. Różnie się kończą takie podróże ewakuacyjne. Bywa, że nigdy się nie kończą. Życie zaczyna się dziwnie zmieniać, gdy wreszcie się zatrzymasz. Na czerwonym. Na znaku STOP. Na machnięcie czyjejś ręki.  Na prawdę. Na lepsze. Zmieniać na lepsze. Ale nie na hop-siup. 


Nie opowiem panu, snu nie da się opowiedzieć. Opowiedziany przestaje być snem. Podobnie jakby Boga chciał pan opowiedzieć. Będzie Bóg? Cokolwiek zresztą czy da się opowiedzieć? Opowiedziane jest tylko opowiedzianym, niczym więcej. I na ogół niewiele ma wspólnego z tym, jak było, jest czy będzie. Żyje własnym życiem. A nie zastyga raz na zawsze, lecz wciąż snuje się, rozrasta, coraz bardziej oddalając się od tego, jak było, jest czy będzie. Ale kto wie, może w ten sposób zbliża się do prawdy? 
/Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli, fragment/  

środa, 26 września 2012

lubię

Kiedyś nie uznawałam muzyki tego rodzaju. Na szczęście ewoluuję bezustannie i przekonuję się, że wartościowe rzeczy można znaleźć wszędzie.  I że trzeba szukać, żeby przekraczać progi własnych wyobrażeń, bardzo często stereotypowych.

Polecam zwrócić uwagę na tekst.

wtorek, 25 września 2012

od bajki do bajki

Boli głowa.
Ni z gruszki, ni z pietruszki i - jak się okazało - nie z głodu - boli głowa. 
Oglądam więc moją ulubioną bajkę. Wszystkie dostępne odcinki już znam i czekam na nowe. Najbardziej lubię rodzinne oglądanie bajek, na przykład ze starszym bratem. Dużo starszym. W latach już nieco odległych, kiedy (jak trudno dziś w to uwierzyć!) było się dzieckiem, w kino przeobrażała się najzwyklejsza, pokojowa ściana. Nie, nie istniało wtedy jeszcze kino domowe (a przynajmniej nie na tej szerokości geograficznej) i naprawdę wcale tego nie żałuję. Wystarczyła żółta skrzynka, w której montowało się kliszę z odpowiednią bajką, by - klatka po klatce - śledzić różne historie. Najbardziej w pamięć zapadła mi chyba złota rybka i stoliczku nakryj się. Grafika - bardzo średnia, podobnie jak i jakość obrazu. A jednak nie zamieniłabym tych chwil na żadne 3D. W takich bajkach nie chodziło przecież o zachwycające obrazki i efekty specjalne, o zawrotnie szybką animację i powalający dubbing. Najlepszy w tym wszystkim był czas. Czas, który ktoś poświęcał tylko tobie - uruchamiał sprzęt, przewijał kliszę, a przede wszystkim - opowiadał, czytał podpisy pod obrazkami. I nieważne, że czytać umiałeś już sam. Ważne, że ktoś chciał ci to wszystko na nowo opowiedzieć. Zupełnie nieistotne też, że wiedziałeś, co będzie na kolejnym obrazku... Tak naprawdę nie zależało to od ilustracji, ale spoczywało w rękach i fantazji narratora. I choćby ta fantazja była najbardziej minimalna ze wszystkich istniejących na świecie - nikt nie mógł jej odebrać niepowtarzalności. Niepowtarzalności człowieka, który siedział obok i do znudzenia streszczał młodszej siostrze historię starego rybaka...
Dobry czas. Czasem trochę szkoda, że taki bezpowrotny. 
Choć z drugiej strony... Teraz oglądamy Maszę i Mied'wiedia. To mój ulubiony odcinek. ;)

poniedziałek, 24 września 2012

i nie da się ukryć, że










choć nie jesteś














bańką z mydła













czasem pękasz



















niedziela, 23 września 2012

i zawsze coś

Wczoraj podmiot umył okno, by dziś, przez wreszcie naprawdę przezroczyste szyby spoglądać nie tylko na niebo, ale i na cały ten bajzel, który zafundowały mu urocze, miejskie gołąbki...  I tak oto widok za oknem nazwać można skrajnie różnym.

Bo nieustannie jest coś do sprzątania... Kiedy doprowadzisz do ładu łazienkę, trzeba umyć podłogę, jak już umyjesz podłogę, okazuje się, że to, czy tamto. Efektem ubocznym życia jest brud. Niewiele da się w tej kwestii zrobić, choć - jak zawsze - coś się jednak da: brudzić mniej i regularnie sprzątać.

A z życiem to może inaczej? Ogarniesz jedno, rozpada się drugie. Tu jest lepiej, tam znów gorzej. Ciągle coś uwiera. Czasem bardziej, czasem mniej, raz z wielką siłą, nie uwiera, a wręcz gniecie, innym razem tylko subtelnie kłuje. Tak już jest. 

Podmiot powoli porzuca sny o lukrach, że kiedyś będzie wybornie, idealnie, tak wspaniale, że tylko usiąść i dumać, jak mi jest dobrze. I mlaskać z zachwytu i w kółko. Porzuca w pewnym sensie, bo idealnie będzie, ale powiedzmy, że "już po wszystkim". Póki się żyje, jest co robić i to się nigdy nie skończy. 

Lekcja 1. - Zawsze będzie coś do zrobienia, coś zaburzającego dostojne mlaskanie.
Lekcja 2. - To wcale nie oznacza, że nie można się cieszyć życiem już teraz w tym momencie. Że nie można sobie raz mlasnąć pod nosem. Można. Rzekłoby się nawet, że trzeba, ale nie chodzi o to, by kogokolwiek przymuszać. 

Bo egzystowanie jest zlepkiem totalnych sprzeczności. I nie wszystko cieszy, daje frajdę, nie wszystko zatrzymałoby się na dłużej, a za niejeden element uprzejmie, acz stanowczo podziękowało, oddało i odeszło od lady. 

No, tak to nie ma. 

Ale, chociaż nie sposób zachwycać się wszystkim, to naprawdę dobrego jest mnóstwo. Wszystko zależy od tego, gdzie patrzysz - na obrobiony przez gołębie balkon, czy na wrześniowe, intensywne niebo trochę powyżej. 





piątek, 21 września 2012

By trwać, by żyć i zdobywać szczyt

Czarne jest czarne, białe jest białe. Czasem jednak zamieniają się rolami tak, że trochę trudno się połapać, jak jest naprawdę. Rozstrzygnąć. Zdecydować. A może po prostu to ty źle patrzysz i źle widzisz i dlatego jest całkiem odwrotnie, niż myślisz. No dobra, czyli jak jest właściwie?

I zastanawiasz się, czy aby wszystko da się rozstrzygnąć systemem zero-jedynkowym. Bez odcieni szarości i stanów pomiędzy. Bez ściemniania. 



Największą pułapką świata, w którym żyjemy jest to, że człowiek nie wierzy w Zło. I rzecz jasna NIE chodzi tu o  wyznawanie Zła poprzez to, co robię, nie chodzi o dążenie do Zła, ani o oddawanie mu czci. Raczej o uzmysłowienie sobie, że to nie jest wytwór ludzkiej fantazji, postać z mitologii, czy bajek dla dzieci. Zło jest przede wszystkim REALNE i cała jego siła opiera się na mistrzowskim wprost kamuflażu. Jeśli nie wiesz, że coś istnieje, to twój stosunek do tego jest żaden. Jeśli nie wiesz, że Zło jest prawdziwe, to z nim nie walczysz... Mniej lub bardziej świadomie możesz natomiast stać się narzędziem w jego rękach. Niestety.

Wszystkiemu trzeba się uważnie przyglądać. Bez obsesji i przesady, ale jednak trzeba, bo bezmyślność to już właściwie głupota. 

A kiedy tak trudno jest wydać werdykt (zwłaszcza, że Nemo iudex in causa sua), w ogóle kiedy jest trudno (choć nie tylko wtedy), pamiętać trzeba o jednym: Ktoś już tę batalię wygrał. Raz na zawsze. I to Ktoś maksymalnie Dobry. 

Więc jeżeli NAPRAWDĘ chcesz, żeby było dobrze, On nie pozwoli Ci, żeby było źle. 

Pomimo, że bywasz nieufny. 
Miej tylko dystans do swojego ja.

***