niedziela, 23 września 2012

i zawsze coś

Wczoraj podmiot umył okno, by dziś, przez wreszcie naprawdę przezroczyste szyby spoglądać nie tylko na niebo, ale i na cały ten bajzel, który zafundowały mu urocze, miejskie gołąbki...  I tak oto widok za oknem nazwać można skrajnie różnym.

Bo nieustannie jest coś do sprzątania... Kiedy doprowadzisz do ładu łazienkę, trzeba umyć podłogę, jak już umyjesz podłogę, okazuje się, że to, czy tamto. Efektem ubocznym życia jest brud. Niewiele da się w tej kwestii zrobić, choć - jak zawsze - coś się jednak da: brudzić mniej i regularnie sprzątać.

A z życiem to może inaczej? Ogarniesz jedno, rozpada się drugie. Tu jest lepiej, tam znów gorzej. Ciągle coś uwiera. Czasem bardziej, czasem mniej, raz z wielką siłą, nie uwiera, a wręcz gniecie, innym razem tylko subtelnie kłuje. Tak już jest. 

Podmiot powoli porzuca sny o lukrach, że kiedyś będzie wybornie, idealnie, tak wspaniale, że tylko usiąść i dumać, jak mi jest dobrze. I mlaskać z zachwytu i w kółko. Porzuca w pewnym sensie, bo idealnie będzie, ale powiedzmy, że "już po wszystkim". Póki się żyje, jest co robić i to się nigdy nie skończy. 

Lekcja 1. - Zawsze będzie coś do zrobienia, coś zaburzającego dostojne mlaskanie.
Lekcja 2. - To wcale nie oznacza, że nie można się cieszyć życiem już teraz w tym momencie. Że nie można sobie raz mlasnąć pod nosem. Można. Rzekłoby się nawet, że trzeba, ale nie chodzi o to, by kogokolwiek przymuszać. 

Bo egzystowanie jest zlepkiem totalnych sprzeczności. I nie wszystko cieszy, daje frajdę, nie wszystko zatrzymałoby się na dłużej, a za niejeden element uprzejmie, acz stanowczo podziękowało, oddało i odeszło od lady. 

No, tak to nie ma. 

Ale, chociaż nie sposób zachwycać się wszystkim, to naprawdę dobrego jest mnóstwo. Wszystko zależy od tego, gdzie patrzysz - na obrobiony przez gołębie balkon, czy na wrześniowe, intensywne niebo trochę powyżej. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz