niedziela, 2 czerwca 2013

krótka historia z niejednym morałem

Ze skarbnicy cytatów, które z zapałem notuję to tu, to ówdzie, bo uwielbiam łapać ludzi za słowa:

(14 grudnia 2012, piątek; rozmowa w kolejce do kasy w markecie - o dziecku, które dostało huśtawkę):
(...)
- Tak się wyhuśtał, że się porzygał...


Morał pierwszy: co za dużo, to niezdrowo, Morał drugi: nie bujaj. Morał trzeci: uważaj na huśtawki nastrojów. I wiele jest jeszcze morałów, zawartych w tej krótkiej historii bez dna. 

Tymczasem amplituda mej chwiejności jest tak niepozbawiona rozmachu, że zaczynam się czuć kimś więcej, niż tylko statystyczną (nie mylić ze statyczną) kobietą...

Zrobiłam sobie prezent, z okazji wiszącej w powietrzu okazji. (Jak dobrze poszukasz, to takowa zawsze się znajdzie). 

Jeden - goździki, które uwielbiam wąchać i na które bardzo lubię patrzeć. (Wspaniale mi się kojarzą, podobnie jak tort z truskawkami i galaretką, czerwona sukienka, dwa kucyki i szkiełko powiększające). Dla ścisłości dodam, że nie chodzi o element aromatu grzanego wina, jeno o kwiecie w kolorze, hm, majtkowego różu.
Drugi - CD, nie nowe na rynku, ale przeze mnie pokochane. Dobrze mieć własne książki i płyty. Dlatego - od czasu do czasu - dorzucam coś do tego małego "dobrze". 

I cieszę się tym, co mam. 

I jeszcze jedna kwestia - błogosławieństwem jest pojechać czasem do domu i spędzić w nim niedzielę. Z Mamą swą, najcudowniejszą w świecie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz