Wieczór. Siedzę u D. i razem z nią cieszę się z różnych, drobnych aspektów życia. Wieczór z cyklu - "ja mam humor, ty masz humor i ona też ma humor" (ku naszej radości pojawiła się bowiem jeszcze E.). Oglądam "Świerszczyka". Dla wszystkich podejrzliwych i łatwo rzucających oskarżenia: "Świerszczyk" to taka gazeta adresowana do dzieci w wieku lat kilku. Wydawana z dawien dawna, bo pamiętam ją jeszcze z własnego dzieciństwa, a z tego, co się orientuję, wczesne lata 90. nie były jej pierwszą młodością. Bardziej dociekliwych odsyłam do cioci Wikipedii, która właśnie powiedziała mi, że "Pierwszy numer ukazał się 1 maja 1945. Nazwę pisma wymyśliła Ewa Szelburg-Zarembina". A zatem - czytam wspomnianą prasę dziecięcą. Po chwili przeglądania pisma trafiam na poniższy tekst, który uświadamia mi, jak bardzo życiowe i mądre są treści zawarte w "Świerszczyku":
Pewnego razu olbrzym Bolutek wracał do domu pośrodku nocy. W drodze
potknął się o niewielkie królestwo i... kopnął je niechcący! Nikomu nic
się nie stało, ale od tej pory mieszkańcy Kopniętego Królestwa ciągle
coś liczą, uczą się dziwnych rzeczy i zadają mnóstwo pytań. Nie wiadomo
po co...
W jednej chwili moje życie stało się porażająco jasne i zrozumiałe, a ja po cichu powiedziałam sobie, że jak znajdę owego Bolutka, to mu nogi powyrywam. Z pleców na przykład...
Potem chciałam jeszcze radośnie oznajmić D. i E., że gdyby mój Ś.P. Dziadek żył tak długo, jak żyją przeciętni dziadkowie, byłabym jego pierwszą, ukochaną wnuczką, co dawałoby mi spore szanse na bycie "rozpieszczonym dzieckiem". W mój komunikat słowny wtargnął jednakże zza grobu pan Freud (ten, to się wszędzie bezpardonowo wepchnie) i tak oto oznajmiłam, co następuje: "Miałam szansę zostać rozpieprzonym dzieckiem"... Tiaaa... Miałam? Szansę? Że niby niewykorzystaną? ... Oj, życie moje, życie... (sigh, sigh, sigh)...
A jutro będzie na poważnie, bo mam Wam do powiedzenia coś ważnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz