niedziela, 20 lipca 2014

Kwiaty, niedziela, pozdrowienia z upalnej Italii, albo z okolic Albanii. Wakacje tu, póki co, jakoś wyszło tak, ale nosi człowieka i tyle rzeczy, które go nie uspokajają. Myśli idą w las, w stronę nieprzywiązania do miejsca - jakby to było być niezwiązanym z osiadaniem, z regałem pełnym kurzu i książek, z ulubionym kubkiem, miską, zapachem kawy w kuchni rano, łóżkiem pod zieloną ścianą i tysiącem rzeczy, zjawisk i okoliczności. Czy ktoś w ogóle tak potrafi? Przecież zawsze jest to miejsce, do którego się wraca, które jest bardziej moje, niż wszystkie inne, oswojone, wygrzane, swojskie, gdzie mogę odpocząć. Krążyć bez możliwości osiadania byłoby niewyobrażalnie ciężko. Ale z drugiej strony to osiadanie jest ciągle nieostateczne, tymczasowe, dziś mój kąt bezpieczeństwa i ewakuacji od nadmiaru wrażeń jest tu, jutro, pojutrze, za miesiąc, czy rok sytuacja może się radykalnie zmienić. I nawet, jeśli osiadłeś, to możesz czuć się tak, jakby wsadzono kij w twoje mrowisko - niespokojny, nerwowy i ciągle w gotowości. Tak - chyba to jest to określenie - ciągle w gotowości - do zmiany, do reakcji. Czujny. 

Nie-pokój. Wojna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz