piątek, 22 stycznia 2016

jak dzieci

Czasem się jednak tego boisz, że potraktujesz człowieka instrumentalnie, że go wykorzystasz i zostawisz. Czasem boisz się też tego, że chcesz Boga traktować instrumentalnie, jak środek do celu. 

Patrzysz na dzieci i widzisz w nich siebie. Wiesz już, że gdy się złoszczą i kiedy się na ciebie dąsają, to tak naprawdę nie chodzi o ciebie, ale o jakieś naruszone poczucie sprawiedliwości. O lęk. O oczekiwania, co do których jeszcze nie dotarło do nich, że niekoniecznie należy bezwarunkowo je spełniać. I nawet to ich jesteś okropna, lub idź sobie stąd - choć całkiem na poważnie, to przecież wiesz, że wcale nie na serio. Że im przejdzie, że jeszcze się przylepią. I im więcej tych aktów agresji z nimi przetrwasz, tym bardziej stają ci się bliskie i takie jakby na wpół twoje. Daj im, Boże, żeby wyrosły na mądrych i dobrych ludzi. Błogosław im. Prowadź. Zatroszcz się. 

Dziecko przy całym swym byciu "po prostu" potrafi szczerze wygarnąć, wrzasnąć i się obrazić, ale jeżeli przekona się, że może ci ufać, odda ci całe swoje małe i niepoukładane, ale kochające serce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz