wtorek, 7 maja 2013

między burzą, a burzą

Odzywa się we mnie nieśmiały, cichutki panteista. Again and again. Przycupuje, jak gołąb, na parapecie i patrzy. I wdycha sosnowe powietrze po deszczu. A nocą gapi się w gwiazdy, słucha prawie ciszy, dochodząc do wniosku, że Cisza Jest Absolutnie Doskonała. 

Lubię miasto, ale nie jestem człowiekiem z miasta (to widać, słychać i.... jeszcze raz...). Jeżeli wychowałeś się biegając po lasach i trawach, to taki już jesteś - hasacz łąkowy. Naturalnie, na dłuższą metę zanudziłbyś się tu na śmierć, umarłbyś od braku odpowiedniej dawki dynamizmu i mozaik towarzysko-rozrywkowo-wszelakich, ale (co wciąż cię dziwi), każdego roku zachwyca cię ten sam poczciwy krzak bzu (oby żył wiecznie!) i te głębokie, niepocięte przez dźwięk i światło noce. I to tutaj, gdzieś właśnie tutaj, pulsuje twoja krew. W tym, co przecież na zawsze będzie, choć przecież już nie jest - tak bardzo twoje...

Ja się starzeję, proszę Pana.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz