piątek, 24 maja 2013

refleksje międzypoziomowe

Winda jest sytuacją dość kłopotliwą. O ile jesteś w niej sam, wszystko gra - można robić głupie miny do lustra, spojrzeć sobie samemu prosto w oczy, zmarszczyć czoło, by spadła zeń wierzchnia warstwa zmęczenia i troski, no, albo przynajmniej można trwać we względnym spokoju na odległości czterech pięter. Gorzej, gdy na tej odrobinie podłogi tłoczy się już nieco więcej istot ludzkich, lub też kilka istot ludzkich i pies. Choć, z drugiej strony, pies bywa najmniej problematyczny. Na ogół, gdy jakiś osobnik czeka na windę, wybieram schody - dłuższy odcinek wolności, rezygnując z krótszego odcinka przytłoczenia czyjąś konieczną obecnością. Ale jeżeli już się zdarzy, że trafię do windy w towarzystwie bliższych, lub dalszych sąsiadów, albo spowinowaconych tychże, staram się mężnie przeczekać chwilową klaustrofobię. Jest łatwo, gdy przemieszczam się w towarzystwie którejś ze starszych pań - pouśmiechasz się kilka razy, nawet szczerze, przytakniesz, gdy trzeba, no i jest. Leci. Płynie. Prawie cała reszta społeczeństwa jest dość problematyczna, jak chodzi o wspólne podróżowanie między piętrami. I patrzysz wymownie na własne buty - wszystko jedno, jaki jest obecny stan ich nieczystości, ewentualnie na buty sąsiada. Głupio jest gapić się w lustro, niezręcznie na tego obok, a oczu przecież nie zamkniesz, bo i to zdaje się nie być na miejscu. Najdziwaczniejsze jest, że kiedy ludzie znajdą się wspólnie w małym i bardzo ograniczonym pomieszczeniu, wespół z innymi przedstawicielami własnego gatunku, nagle budzi się w nich konieczność powiedzenia czegoś. Bo przecież głupio tak być obok i nic nie mówić, bo to niegrzeczne, a może nieżyczliwe, bo jak to tak - nie odezwać się. Gburowato, mrukowato, itd. W ten sposób możesz się np. dowiedzieć, że twój sympatyczny sąsiad z góry niedługo się wyprowadza, albo... że wentylator w windzie głośno chodzi (!). Swoją drogą, gdyby ci tego nie powiedział pan dzierżący w obydwu dłoniach skrzynki z narzędziami, pan, któremu własnoręcznie wcisnąłeś numerek piętra, żeby oszczędzić mu konieczności odkładania skrzynek na ziemię, na pewno przejeździłbyś tą samą windą jeszcze setki razy, całkowicie nieświadomy rzeczywistej kondycji wentylatora. Uboższy o jedną z tych drobnych, nic nie znaczących prawdek przeżyłbyś następnie resztę swoich dni, po czym i umarłbyś w tej samej nieświadomości... Zatem, jak widzisz, bywają spostrzeżenia bezcenne. ;)

Swoją drogą, mężczyźni, a może raczej panowie, którzy czują potrzebę odezwania się, to  kategoria całkiem wyjątkowa. Nie stwierdzam tego cynicznie, nawet ironii jest w tym prawie tyle, co nic. Po prostu dostrzegam w niektórych panach obecność poczciwej nieśmiałości i przyznać muszę, że mi się ona podoba. W przeciwieństwie do zuchwałej i próżnej pewności siebie. 

A miało być - znów - trochę o czymś innym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz