poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dzieci - odcinek tysiąc trzysta pięćdziesiąty dziewiąty

Życie chyba nie służy do przesypiania, choć z drugiej strony - całkiem zgrabnie i beztrosko mija, kiedy się śpi. Rzeczy, ludzie i sytuacje, które pojawiają się w formie obrazów, na skutek drzemania - swoisty skutek uboczny - bardzo często pozbawione logiki i sensu, zaczynają się w końcu przeplatać z rzeczywistością i to może być już wyraźny znak, że się śpi odrobinę za długo.

Nawet jeśli, to dla odmiany wtorek zanosi się na bardzo na chodzie i to od świtu daleko poza zmierzch, wbrew listopadowi, który się rozpoczął, wbrew zmęczeniu i własnej zdecydowanie nienajlepszej kondycji psycho-fizycznej. 

A z rzeczy przeszłych - czasem to śmieszne jest - dać sobie namalować na ręce złotego słonia, z wielkimi, czarnymi dziurkami w nosie i ogromnym strumieniem wody, który zalewa nadgarstek dokładnie dookoła. A ponieważ powierzchnia ręki poniżej łokcia jest znacznie większa, to dodatkowo dłoń zapełnia się szkicami domniemanych kości, które znajdują się gdzieś pod rozpiętą (do pewnego wieku, ale jeszcze tak) warstwą skóry. I druga ręka - serduszko, I, strzałka, ale nie taka "amorkowa", tylko wskazująca na właściciela obydwu rąk, czyli że love you. To O. O., która na stwierdzenie, że nie ma człowieka, który by wiedział wszystko, odpowiada, że owszem - jest nim babcia, która wie nawet, kiedy przylecą Marsjanie... ;)

A potem Z. - urocze i dożarte stworzenie, huśta się odrobinę na poręczy od schodów i - niespodziewanie - odrobinę upada. Upadek niegroźny zupełnie, ale na tyle zaskakujący, że oczka Z. stają się domagające niewielkiej interwencji - mała przylepia się na minutę, wyjaśnia, co i jak boli i po chwili, w której siedzi tak - przyklejona, jak mały miś koala - zapomina i biegnie dalej. Na szczęście tym razem obyło się bez "mogę polatać?" (kręgosłup przyczyny sprawczej owego "latania" zamarudził w sobotę i mógłby nie podołać), nie zabrakło natomiast "Wielkiej Matematyki", czyli: 
Z.: Będziesz miała sto lat?
ja: Nie wiem. Nie wiem, czy dożyję. 
Z.: A za dziesięć lat? (W domyśle - czy będziesz).
ja: Też nie wiem, czy dożyję.
Z.: A za jeden dzień?
ja: (Z automatu i bez wahania) Mam nadzieję, że tak. 

Z. lubi "Wielką Matematykę" i co rusz wypytuje, np. dziesięć tysięcy jeden osiem dni - ile to lat. A ja lubię Z. i zdumiewa mnie ta jej fascynacja liczbami. Lubię też O. z jej zadatkami na absurdalne poczucie humoru. Jest nić porozumienia. Chciałoby się po nitce do kłębka, ale to naprawdę dłuuuga i wymagająca droga - zrozumieć dziecko z całą jego złożonością i niebanalnością.

I czasem nie mam do nich siły. A czasem ona wraca właśnie dzięki nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz