czwartek, 9 stycznia 2014

narysuj mi nieskończoność

Zdumiewają, zachwycają i przerażają równocześnie. DZIECI.

Kilka razy już usłyszałam, że "nauczę się, jak będę mieć własne" i myślałam: "taaa, na pewno, no way". Dziś, niewiele myśląc, wypaliłam: "pewnie tak"...

Moment życiowy - zniechęcenie i znużenie. Czujesz się, jak niedźwiedź zimą - rozdrażniony, gdy nie śpi. I nagle porusza cię sympatia dziewięciolatka i bystrość i dociekliwość pięcio. I budzi w niedźwiedziu dziecko.

Z. (5 lat): Mogę ci coś powiedzieć na ucho?
ja: Tak.
Z.: A czy Pan Bóg to usłyszy?
ja: Tak, Pan Bóg wszystko słyszy. 
Z.: I zna nawet myśli w naszych myślach?
ja: Tak.
Z.: ... Macie w domu jakąś zbitą lampę? Bo u nas jest ta i może jeszcze jedna...
ja: ... 

Nie jestem pewna, czy to była ta pierwotna myśl, mająca do mnie dotrzeć "na ucho". Próbuję więc przemycić Z. myśl, że nie ma powodu, by się bać, że Pan Bóg wszystko słyszy. 
Z.: Dlaczego?
ja: Bo On nas kocha. 

Z. nie podejmuje tej myśli, a przynajmniej nie na głos i zastanawiam się, czy zarejestrowała...
Czasem się wydaje, że dziecko cię nie słyszy - sprawia wrażenie mocno rozkojarzonego, którego zmysły koncentruje telewizor, nie to, co mówisz. Ale także wtedy trzeba myśleć, co się mówi. W momencie, w którym się nie spodziewasz, kilkulatek wypomni, lub przypomni ci, co kiedyś powiedziałeś. 

Słuchając dzieci, można się bardzo zdumieć. Bo naprawdę nie wiesz, co siedzi w tych małych główkach. Dzieciaki są bystre, rozumieją dużo więcej, niż dorosłym się wydaje. I choć pamiętam, że ze mną też tak kiedyś było, to jednak wciąż zaskakuje mnie ten fakt w chwili, kiedy nie jestem już dzieckiem, ale - hm - dorosłym. 

Swoją drogą, wiele można się od dzieci nauczyć. Intelektualnej (i nie tylko) świeżości. Podczas gdy ty już dawno przestałeś się zastanawiać nad wieloma rzeczami i zdaje ci się, że wiesz, znasz, masz gotową odpowiedź, one - poznając - są otwarte na najbardziej zaskakujące rozwiązanie, bo skoro można tak, to dlaczego nie można inaczej? 

Czasem trudno jest zrozumieć. Zrozumieć drugiego człowieka. Kiedy jest to dziecko, poprzeczka znajduje się naprawdę wysoko. Demonstracja nastrojów, upór, złość, humory, krzyki, płacze i różne takie - nie, nie zawsze wszystko na raz, czasem kombinacja jest uboższa, czasem bogatsza i często już nie wiesz, co na to poradzić. I dopóki myślisz, że jesteś dorosły=mądrzejszy i masz przewagę, to tak naprawdę trwasz w błędzie i przegrywasz. Podobno Sokrates tak rozmawiał z innymi, by doprowadzić ich myśli do właściwego rozumowania, tak, by sami odkryli, co jest "właściwe". Ciekawe, czy próbował tej metody z dziećmi i czy mu kiedykolwiek wyszło. Nie lada to sztuka, ale cierpliwością, spokojem i wytrwałością (wysoki to poziom trudności, oj bardzo wysoki) można coś zdziałać. Najbardziej zaskakujące jest, gdy nagle mały człowiek "pęka" i mówi ci, co go boli. I zaczyna cię ściskać w gardle, bo twoja mądra, dorosła głowa nie wpadła na tak proste rozwiązanie.

W czasie posuchy i błądzenia - Bóg Jeden raczy wiedzieć gdzie i dlaczego i dokąd - dzieci, z całą swą prostotą i mądrością, są dobrym "otrzeźwiaczem". Bo łatwo mówisz - ty, "dorosły i obeznany": "Bóg nas kocha". I myślisz, choć już nie wypowiadasz: "Taaak? To gdzie ty jesteś?". No, właśnie. 

Zaczynam rozumieć, powoli i bardzo niedoskonale, co to znaczy, że Bóg Jest Ojcem, a ja dzieckiem. I czuję się czasem, jak pięciolatek, który tupnie ze złością i trzaśnie drzwiami przed nosem rodziców, tyle że moje trzaskanie, to już nie drzwi i nie mama i tata. 

Nie skacz tak, bo nabijesz sobie guza. I dziecko skakać będzie, dopóki guza nie uświadczy.
Nie grzesz, bo to ci szkodzi. I dopóki szkody nie doświadczysz, będziesz próbował, czy aby. 
A twoja złość i głupi upór nie oznaczają, że w istocie jesteś zły i głupi. Zupełnie jak z dzieckiem. I myślę, że Pan Bóg o wiele lepiej od "zwyczajnych" rodziców wie, co oznaczają poszczególne zachowania - zarówno "małych", jak i "dużych".

I, jak dla ojca ważniejszy jest dzieciak, niż nabite guzy, tak dla Boga Ojca - ważniejszy człowiek, niż liczne jego grzechy. Trzeba je na swój sposób odchorować, tak, jak i po urazach z dzieciństwa, zostanie czasem blizna... Niemniej, Bóg nie chce koncentrować się na guzach itp. On chce, bym Mu wreszcie zaufał. Jak rodzic, który przewiduje i wie, że pewne rzeczy jego dziecku mogą tylko zaszkodzić i sprawić ból i daleko bardziej i więcej, niż rodzic (mama, czy tata), bo miłość Boga jest niewyobrażalnie większa. Nieskończona. 

Z. (5 lat): Narysuj mi nieskończoność!
Rysuję więc poziomą ósemkę, a Z. sprawia wrażenie, jakby ogólnie kojarzyła nieskończoność z ósemką, nie mam pojęcia, ani skąd, ani, czy naprawdę kojarzyła.
ja: Tak tylko umiem narysować nieskończoność.
Z.: Nie... i jeszcze takie kreski!
Rysuję więc plus nieskończoność, nie mając pojęcia, o co naprawdę chodzi, bo chyba nie o to, co nakreśliłam. Tu zaczyna się moja bezradność - w nieskończoności i w niemożności pojęcia, co mała miała na myśli...

 





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz