piątek, 24 stycznia 2014

very very short

Gdzieś w przestrzeni pomiędzy uszami obija się kilka myśli - takich i do upublicznienia i wprost przeciwnie. Poza tym zaś w nocy, z 21go na 22go stycznia, czyli dokładnie z babci na dziadka spadł tegosezonowy pierwszy-w-miarę-konkretny-śnieg w tym mieście. Po poprzedzającej obecny stan natury wiośnie owa, zaledwie kilkudniowa zima jeszcze mi nie obrzydła, jak to zwykle bywa o tej porze roku. Tamtego dnia obudziłam się jeszcze w czasie ogólnie ciemnym, odsłoniłam okno i zobaczyłam, że jest dobrze - jasno, zimno, tak, jak ma być. Nie lubię mrozu, nie lubię zimy, ale choćby dla przyzwoitości, na chwilę śnieg istnieć powinien, by wszystko mogło stać się na swój sposób świeże. Może gdyby mi tak trochę tego puchu na mózg padło, dośnieżywszy odświeżyłaby się i ta przestrzeń.

Tymczasem nie będąc - jestem i nie mówiąc pragnę ciszy. 
Takiej, kiedy bosymi stopami stawia się nieśmiałe kroki na śniegu.
I przebiega po tobie dreszcz ufności...

A to znalazłam dziś i tak oto jest. Pomiędzy lewym uchem i prawym. W samym środeczku: 
I to pogwizdywanie na końcu - mój motyw ulubiony.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz