wtorek, 13 listopada 2012

ja mieszkam tu

Oglądam i czytam. Relacje z niedzieli. Rok temu, kiedy 11 listopada przypadał w piątek, pomyślałam, że piękne to święto - można spokojnie przejechać rowerem przez wyciszone miasto. (Nie  żyję w Warszawie). W tym roku nie miałam szczególnej okazji, by pomyśleć o czymkolwiek, poza życiem własnym i około własnym. I tak oto dziś nadrabiam zaległości niepodległościowe. 

Nie lubię mieszać się w politykę, na której - po pierwsze - się nie znam, a która - po drugie - jak obserwuję, jest bardzo brudna. Zauważam również, że osoby emocjonalnie angażujące się w kwestie polityczne (abstrahując od zajmowanego przez nie stanowiska w sprawie), mają skłonność do przyjmowania postawy moja racja jest mojsza, niż twojsza. A właściwie to najmojsza. Nie wiem, jak to jest u innych narodów, ale u Polaków obserwuję pewną zawziętość w nawracaniu innych na "właściwe" ścieżki polityczne. Osobiście, wolę przy świątecznym stole rozmawiać o tym, co tam u ciebie, albo przynajmniej co dobrego, niż chłonąć potoki frustracji, narzekania i upierdliwego do granic refrenu, że "w tym kraju nigdy nie będzie dobrze".

Gdy zaczynam się zastanawiać nad tym, jak faktycznie jest, czuję, że mam jeden problem więcej. Spory problem. Bo jaka jest nasza pozycja w świecie, jak wygląda nasza gospodarka, co będzie za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat, gdy już, a na domiar złego wciąż i od dawna nie jest dobrze.
Tylko co moje myślenie w tej kwestii zmieni? Raczej niewiele. Trzeba żyć, trzeba coś robić, trzeba się starać stanąć na nogi i nie analizować każdej rzuconej pod nie kłody, chyba że pojawia się możliwość, by nie było następnej.

Nie mam w nosie tego kraju. Nie mam w nosie tego, jak będzie się tu żyło nam i dzieciom mojego pokolenia, ale kiedy zaczynam się czuć cholernie bezradna, przestaję analizować. Dla własnego zdrowia psychicznego. By mieć siły następnego dnia wstać z łóżka. 

Bo ja lubię ten kraj, jestem całym sercem właśnie stąd. (Tutaj jestem, gdzie byłem, gdzie się urodziłem.../pan Turnau). I myślę, że wielu ludzi też tak ma. Wyjeżdżają, bo muszą. Wyjeżdżają, bo nie mają sił. Wyjeżdżają, bo Polacy bardzo skutecznie potrafią zabijać poczucie patriotyzmu u innych Polaków. Jesteśmy dziwnym narodem... 

Marsze. Zamieszki. Podział, podział, podział. Nawet Święto Narodowe wszystkich Polaków można wykorzystać do tego, by wyostrzać podziały, niezgodę i niechęć, które są między nami. I nie chodzi o to, by dać zamydlić sobie oczy i udawać, że jesteśmy jednością. (Swoją drogą, zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek byliśmy...) Ale choć raz nie dawajmy sobie po łbie.

Nikt nie szanuje tego, kto nie szanuje sam siebie. Nikt nie szanuje Polski. 
Przykre. 

A to przypomniało mi się jakoś przy okazji: mieszkam w Polsce.


2 komentarze:

  1. przejeżdżam obok tego murala na kursie jazdy :) fajne ujęcie

    OdpowiedzUsuń
  2. :)

    dziękuję.
    widuję ten obrazek baaardzo często i dobrze, że go zrobili, bo cała ściana wyładniała!

    OdpowiedzUsuń