Mistrzostwo stawiania rozkroków.
Mistrzostwo bycia pomiędzy. Czyli nigdzie. Czyli wszędzie. Czyli
trochę tu, trochę tam. Przeszłość-teraźniejszość-przyszłość.
Teraz jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Co do reszty zaś, nie wiem
nic i próbuję się nie domyślać, by nie stracić tej chwili. By
nie przepadła. Próbuję nie zaglądać przez dziurkę od klucza,
nie szukać w szafie gwiazdkowych prezentów, nie rozpędzać się
tak, by później nie dało się już wyhamować. Zabawa w chowanego,
z szukaniem w zwolnionym tempie. Ale wciąż z ciekawością dziecka.
Życie jest bezdennym ogromem, który
albo przeraża, albo zachwyca, a może jedno i drugie za jednym
zamachem. Przywykliśmy do schematów, do autobusu o siódmej
dziesięć, hejnału w południe, wody w kranie, wschodów i zachodów
słońca. I nagle – pstryk – uświadamiasz sobie, że to wszystko
to tylko oczywistość pozorna. Rytm, dzięki któremu czujesz się
bezpieczniej, dzięki któremu odnosisz wrażenie, że wszystko jest
w normie. Lubimy niespodzianki, ale nigdy w nadmiarze, nigdy za
często i nigdy ponad nasze możliwości. A gdyby ktoś nagle
powiedział ci, że jutro nie będzie wschodu słońca, nie będzie
wody w kranie, nie będzie autobusu o siódmej dziesięć?...
Niezależność człowieka jest tak
bardzo zależna, że kiedy to sobie uświadomisz, speszony robisz
krok do tyłu, z tą samą tremą, którą odczuwałeś na pierwszym
publicznym wystąpieniu, mniej więcej w czasach przedszkolnych.
Potrzebujemy więc małych przestrzeni,
ścian, oddzielnych pokoi, domów, ulic i miast, żeby się nie
rozbić o przestrzeń. Potrzebujemy minut, godzin, dni, miesięcy i
lat, bo nasze przyrządy pomiarowe szaleją na sam dźwięk słowa
„wieczność”. Potrzebujemy tych swoich przegródek, zupełnie
jak sztućce w szufladzie.
A może... Może przychodzi taki dzień,
w którym trzeba z szuflady wypełznąć? Popatrzeć dalej, niż
tylko na horyzont, trochę wbrew własnej krótkowzroczności. I
zapytać Kogoś, co tak naprawdę widzisz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz