niedziela, 28 sierpnia 2011

po kroku po prostu


Przeznaczam dwa dni na zostawienie myślenia za sobą. Na pójście dla pójścia - gdziekolwiek, gdzie się jeszcze nie było. W dobrym i nietłumnym Towarzystwie.



Jest ciepło podwójnie -  od głowy i od stóp. Jest absurdalnie podwójnie - ode mnie i od Agnieszki. Samochody. Kierowcy. I oczy spoglądające przelotnym zainteresowaniem na ludzi w turbanach, podążających wzdłuż szosy, w poprzek słońca. Ja idę, ty idziesz, a do głowy przychodzą różne pomysły - na mówienie po angielsku i na nakręcenie wysokiej klasy horroru... 


















Chyba nigdy nie łaziłam przez dwa dni tak... bez sensu ! :)

Już wiem, że są takie chwile, w których trzeba odetchnąć od WIELKIEJ GŁĘBI. Być tak po prostu, iść tak po prostu, jeść tak po prostu i spać tak po prostu. Tak po prostu się śmiać, patrzeć pod nogi i przed siebie. Po prostu zdrzemnąć się na trawniku. Takie nic wielkiego. Poczytać cudze gazety, bo nie zabrało się własnej książki. 


















I usiąść na rynkowej ławce, żeby napić się czegoś zimnego.

I wrócić, by za chwilę wyruszyć gdzieś znów. W międzyczasie poukładać drobne-wielkie-ważne rzeczy i zniknąć powtórnie. 

Jest nadzieja na dobry wrzesień. Jest niepokój. Jest czekanie. Jest gorące mleko. Jest niedziela wieczorem. Prawie wszystko jest. Zawsze jest to prawie...


2 komentarze: