wtorek, 27 maja 2014

delighted

Do zachwytu potrzeba tak niewiele - wystarczy porządna burza z gigantycznym "fleszem", kiedy wszystko staje się jasne i wyraźne. Ułamek sekundy, w którym łapczywie łapiesz wszelkie kolory, ukryte nocą tak dobrze, że wydaje się, iż wcale ich nie ma. A kiedy znika błysk, czekasz na dźwięk, pewien, że on nadejdzie, że lada chwila cały ten świat dookoła zatrzęsie się wspaniale, poddany pokornie prawom natury. W burzy jest moc i dostojeństwo, a ty, patrząc, widzisz, jaki jesteś mały, jaki znikomy i słaby. Najlepiej obserwuje się burzę nocą i zza okna, w przekonaniu, że "tutaj nic mi nie grozi". Niemniej, najcudowniejszy moment to ten, w którym burza już prawie nadeszła, ale to "prawie", które oddziela ciebie od niej samej, pozwala wciąż jeszcze stać na zewnątrz i chłonąć wiatr, który zrywa się zawsze przed jej pokazem popisowym. Moment oczekiwania - coś, co pozwala cieszyć się z tego, czego jeszcze nie ma, ale zaraz przecież się stanie, coś, co może spowodować, że ciarki przebiegną po plecach i zjeży się włos. I mogę tak długo stać i patrzeć, jak niebo przecinają, raz po raz, szybkie i ostre kreski, jak nagle i niespodziewanie absolutnie wszystko wyłania się z cienia, z mroku, ze swoich nocnych tajemnic. I mogę słuchać, jak burzy się spokój, jak trzęsie sklepieniem nad moją głową. I mogę chłonąć wiatr - gwałtowny, zwiastujący, że zaraz nadejdzie. 


I ilekroć wszystko to widzę, słyszę i chłonę, przychodzi mi na myśl, jak Jesteś silny, dostojny i potężny. Przychodzi mi na myśl, że JESTEŚ i jest to myśl nierzadko zuchwała, której towarzyszy uśmieszek pełen satysfakcji i chytre spojrzenie. Pan Bóg, który ręką trzepnąć by mnie mógł... A chroni. Nie sposób wtedy nie zatęsknić, nie sposób, doprawdy, nie pomyśleć, że mimo wszystko, mimo złości i niegodności, biegam po tych dłoniach, które w każdej chwili mogłyby zamienić się w pięści, ale to się nigdy nie staje, bo one są zawsze otwarte. I jest jeszcze jedna ulga, że Twój Święty Gniew jest nieporównywalnie większy od mojej nieświętej złości, więc wszystko to ginie, ginie w Tobie. Błahostka. I znów będziemy grać w klasy, tylko wygrzmi, wybłyska i wyszarpie mnie Miłość Twoja zazdrosna bardzo. 

Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i Jego ramię dzierży władzę...!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz