niedziela, 11 maja 2014

Zrób sobie Italię

Dobrze mi było w Italijskiej Czasoprzestrzeni, cóż więc stoi na przeszkodzie, by zrobić sobie Włochy tutaj? Wprawdzie nie ma cyprysów i pomarańczy na drzewach, nie ma też makietowych miasteczek poprzyklejanych do wzgórz, a powietrze w naszym grajdołku wykazuje co najmniej tysiąckroć więcej skłonności do obrzydliwości, ale przynajmniej pogoda jest dokładnie taka, jak była tam - do południa grzeję się w słońcu, po - moknę i marznę. Aby nie wpaść na powrót w sidła przeziębienia, któremu poddało się wielu z nas, różnego wieku i stanu (niektórzy ciągle walczą), wskakuję pod gorący prysznic - podobnie, jak w Lago Verde (taki włoski Hotel Forum, jak to ktoś wywnioskował z lokalizacji i wystroju pokojów) - doprawdy nie wiem, ile trwał tamten proces oczyszczająco-grzewczy, bo gdy woda cały czas zachowuje swoją wysoką temperaturę, a ja nie płacę za jej zużycie, to naprawdę mogę długo. Tu muszę się trochę ograniczać. ;)
A dla podtrzymania włoskich smaków, serwuję sobie na wieczór kieliszek Vernacci z San Gimignano, z racji tego, że za kierownicę (roweru) siędę dopiero jutro. Małe, włoskie przyjemności. Jakie to ważne w życiu istoty ludzkiej - dobry człowiek, dobra rozmowa, dobry obiad, dobre wino, dobra szczypta serdecznej złośliwości... 

To tyle w temacie próżności. Na poważnie, wyzuwszy się uprzednio z wszelakiej swej, nie zawsze mądrej wesołkowatości, przyznać muszę, że wdzięczna jestem Stwórcy za Italię i za tydzień w niej spędzony (ja chcę jeszcze raz! Raz, dwa trzy i do plus nieskończoności) oraz za wszystkie podmioty towarzyszące mojej osobie w tamtym czasie. Również za te Święte.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz