poniedziałek, 3 stycznia 2011

Joanna


Mała, mądra dziewczynka, przeszukująca kuchenne zakątki w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Mądre, bardzo poważne, choć dopiero siedmioletnie oczy. Gołębie podskakujące raz po raz na zimnym balkonie. Krzyczące ciszą mieszkanie, które kiedyś oddychało swobodnie...

Joanna.

Film dobry i dlatego: nigdy więcej. Albo przynajmniej nie w najbliższym czasie. Fragment dłuższej historii, wymykający się tylko na chwil parę z ram przestronnego, pustego mieszkania. Wiele ładnych, dostojnych zdjęć, ukazujących śliczną, okrągłą twarzyczkę, czasami ludzkie sylwetki. Szarobura zieleń wojenna i zatopiony w niej świat człowieka zdeptanego.

Film o człowieku. O tym, jak lekko i zwinnie można go zgnieść, sponiewierać, zhańbić, upokorzyć. Jak łatwo fałszywie ocenić. Jak niewiele wie ten, kto obserwuje, kto jest na zewnątrz.

Film o kobiecie - o jej sile i kruchości.

Film o całkowitym oddaniu siebie. O poświęceniu wszystkiego, nawet własnej godności, dla drugiego człowieka.

Seans bez happy endu, banału, fascynacji wojną. Zdecydowanie bez popcornu i coli. Smutny. Bardzo smutny. Uwrażliwiający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz