poniedziałek, 28 grudnia 2009

nie do końca poświątecznie

Po świętach, więc zaczyna prószyć śnieg. Przewrotność niczym ta mojego charakteru. Pytanie - kto na kim się wzoruje?
Uwielbiam spać i gdybym miała takie możliwości czasowe i fizyczne, to mogłabym drzemać przez tydzień non stop. Oczywiście jest to niewykonalne, bo obudzi cię tysiąc potrzeb po drodze. Nie da się i już. Osobiście jestem już zmęczona spaniem. Nie mogę spać. Sen nie jest już snem sprawiedliwego. Śpi się ciężko. Męcząco. Choć czasem jeszcze przyśni się coś dobrego. Może to sygnał, że już czas na aktywność? Może. Choć do podjęcia aktywności mam nieproporcjonalnie mało entuzjazmu. Patrzę w styczeń i mnie żywcem przeraża. Aż by się od tego uciekło, do łóżka z powrotem. Ale tam się już nie zaznaje spokoju. Więc dokąd?...
Zjadłabym barszcz z uszkami. Taki, jak w Wigilię, którego smaku nie czułam. Choć nie ma co marudzić, jak nie czujesz smaku jedzenia, to jesz mniej. Jest i plus. Ale czy jak nie czujesz smaku życia, to mniej żyjesz? Jeśli tak, to to już nie jest plus. Ja odczuwam życia smaczek najwyraźniej i najmocniej na Wschodzie. Tym nieodległym, tym moim, o którym znów myślę. Ukraina. Kiedyś pojadę też do Rosji. Nad Bajkał. I koleją transsyberyjską. Ale teraz Ukraina. Bo tu dobrze. I ludzie dobrzy. I życie trudniejsze i prostsze niż u nas. Naraz. Mniej wygód, trudniej o pewne, tak oczywiste dla nas rzeczy. Ale "słońce wschodzi i dzień się zaczyna". Takim Bożym trybem. Taka właśnie jest moja Ukraina, na której dostaję impulsy do życia i za którą obecnie tęsknię. Już niedługo będą u nich Święta Bożego Narodzenia, do których serce mi się rwie. Rwie się, bo piękne będą na pewno, bo radości pełne (jak radosne tam było Zmartwychwstanie!). Rwie się, bo w pewnym sensie nie miało tutaj Bożego Narodzenia. To znaczy, Narodził się. Tak, oczywiście. Inaczej, wcale nie gorzej. Ale mało tych wspólnotowych, kościelnych akcentów. Zero kolędowania. Próba wydobycia głosu kończyła się marnym jękiem, więc do śpiewu zaliczyć tego nie sposób. Może to wciąż tęsknota za jakąś ubzduraną iluzją świąt. Może pragnienie jakiegoś schematu, którego wszyscy pragną i nikt osiągnąć nie może. Może raczej chęć szczerej, wolnej radości, którą od niedawna czerpię z wyjazdów na Ukrainę właśnie. Tam czuję, że jestem wolna, że żyję i oddycham. Tam mogę zachłysnąć się życiem. Wrócić tutaj, funkcjonować i myśleć o następnym wypadzie. Aż dziwne to dla mnie, że nie mam tam swoich korzeni. Może mam, a nie wiem?

Cerkiew, święta, śpiewy, radość, Narodzony. Boże, jak ja tego pragnę!

3 komentarze:

  1. bo ja tylko chciałam powiedzieć, że dawno tak pięknego wpisu nie czytałam. Chociaż tęsknoty za Ukrainą nie podzielam. Ale ja tak mam z Irlandią.

    OdpowiedzUsuń
  2. bo ja dopiero teraz przeczytałam ten komentarz. I dziękuję. Jedź zatem do Irlandii, gdy tylko nadaży się okazja! Warto wracać tam, gdzie nas ciągnie.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. nadaży? nadarzy raczej. wybaczcie.

    OdpowiedzUsuń