wtorek, 22 stycznia 2013

AAA kupię szlachetny upór

Pewnego dnia. Autobus. Kilka siedzeń za plecami siedzi rezolutna kilkulatka, udająca się w nieszczególnie długą podróż, razem ze swoim tatą. Mała jest jednym z tych dzieci, które imponują mi (tak, imponują to nie jest za duże słowo) fantazją, spostrzegawczością, błyskiem inteligencji w każdym słowie. Dziecko, z którym mógłbyś długo rozmawiać, właściwie jak równy z równym. 
W pewnym momencie słyszę (element zabawy? wyimaginowanej historii? wszystko tym samym dziecięco-dziewczęcym głosikiem):

- Chciałabym polecieć w kosmos!
- Nie, bo się zderzysz z gwiazdą i pękniesz. 

Uśmiecham się pod nosem. Wtedy. Być może gdzieś w tle pojawiają się slajdy własnych, dziecięcych fantazji, wyobrażeń, całkiem udane próby ożywiania fragmentów materii o takim, czy innym kształcie.

Dziecko ma w sobie dużo odwagi, a może po prostu brak mu zdolności przewidywania, wyciągania z ponurego schowka pod schodami możliwych konsekwencji. W niektórych momentach jest to święty i błogosławiony brak, bo ma się wtedy coś więcej - niezachwianą wiarę, że tak będzie, jak ma być, że wszystko się uda i kropka. I to niekoniecznie jest naiwność. To rodzaj siły, który pcha człowieka do przodu i nie pozwala zatrzymywać się na wywrotkach. To zdolność, dzięki której szybko się uczysz - pływać, jeździć na rowerze, łyżwach, nartach, bo wiesz, że ci się uda. Nie mnożysz różnego rodzaju ewentualnych niepowodzeń (od napicia się brudnej wody, poprzez nieprzyjemne zachłyśnięcie, aż do utonięcia), tylko próbujesz, ze szlachetnym uporem i radością z każdego postępu. 

Są ludzie, w których to dziecko nie umiera nigdy, aż do śmierci jest szlachetnie uparte, pomimo, że umie już przewidywać i nieobce jest mu wyobrażenie przykrych konsekwencji niepowodzenia, jak i same konsekwencje, których nieraz już doświadczyło.

- Chciałabym polecieć w kosmos!
- To leć, póki żyjesz i niech to będzie twój kolejny sukces.

1 komentarz: