Zmęczona, po dwóch (to za mało, ale jednak wystarczająco na ten dzień) godzinach średnio sycącego snu, przed kilkoma spokojnymi godzinami zamkniętych oczu i umysłu wiszącego w rozkosznym stanie niezobowiązania, po dniu, w którym wchłonęłam i zimno i wilgoć stycznia - razem i skutecznie, w którym "wpadnę na chwilę po" przeobraziło się w "zostanę na dłużej i porozmawiamy", po dniu odzyskiwanych nadziei, małych i większych, po pierwszym, badawczym wystawieniu nosa z podziemia, natrafiam na to:
i u m i e r a m o d d ź w i ę k u, k t ó r y t r a f i a w e m n i e t a k s k u t e c z n i e i p r z e s z y w a j ą c o, j a k o g r o m n y, c i e p ł y d e s z c z. i n i e m a m n i e j u ż. . .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz