poniedziałek, 7 stycznia 2013

sza

Największa cisza jest wtedy, gdy przejedzie już ostatni samochód, gdy ostatni tramwaj przetoczy się przez ulicę i zniknie za zakrętem. Kiedy w powietrzu zawisa milion właśnie skończonych dni, jeszcze ciepłych, jeszcze stygnących, kilka milionów marzeń, sporo dobrych snów i wszystkie ludzkie niepokoje. Kiedy po mieście włóczą się już tylko koty, szczury i broniący się przed jutrem wczorajsi zabłąkańcy. Pojedyncze światła przesączają się z okien na ulice - ludzie pracujący, ludzie bezsenni, ludzie bojący się ciemności. Zmęczona cisza czekająca na eksplozję kolejnego dnia, na wybuch budzików, telefonów, silników, klaksonów, na obfitość kroków ludzi wcale nie wypoczętych.

Kiedyś zapełniało się dźwiękiem każdy skrawek magnetofonowej taśmy - sześćdziesięcio i dziewięćdziesięciominutowej. A teraz chciałoby się wrzucać do magnetofonu puste kasety - jedną po drugiej, taśmy z ciszą tak długą, jaka konieczna jest do życia. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz