poniedziałek, 7 marca 2011

dom na skale


Rano była Ewangelia. O budowaniu na skale. . .

Mogło być gorzej, zawsze może być gorzej - tak się człowiek pociesza. Ale przykro jest, bo nie da się nie przyznać, że ten kościół to był drugi dom niejednego z nas przez długie lata. Kiedy czytam pełne zawiści komentarze, że mnisi mają pieniądze na fury, to na odbudowę też znajdą... nóż mi się w kieszeni otwiera i robi jeszcze bardziej przykro. Polska zawiść wymieszana z głupotą, czy zawiść po prostu? Fury pod klasztorem nie widziałam. Chyba, że na mszę ktoś przyjechał.


Klasztor był zawsze. Zawsze, bo nikt nie sięga pamięcią kilkaset lat do tyłu. Tak, trąca to wszystko sentymentalizmem, ale tu się przecież człowiek wychował, tu zaczynał żyć i wierzyć w Boga. Coś stąd przecież wyniósł. Ci, którzy od niemowlęcia mieszkają w wielkich miastach, mogą tego nie zrozumieć. Jednak taka mała miejscowość jak ta - moja - musi mieć swoje centrum, serce, coś, wokół czego jest skoncentrowana. I taka jest prawda, że tu zawsze był to klasztor.

Stałam w nocy na zewnątrz i patrzyłam na coś, co zupełnie przerastało moje wyobrażenie. Klasztor i kościół były dla mnie synonimem czegoś najtrwalszego w obrębie tego małego miejsca. Taki lokalny punkt nie do ruszenia. Od wieków, na wieki.

Cieszę się, że zostało, co zostało, że nie jesteśmy całkowicie pozbawieni świątyni, choć w pewnym momencie wydawało mi się to bardzo realne.

I nie chodzi o sensację, o żałobę lokalną. Takie rzeczy też się przecież zdarzają. Ale trudno być obojętnym i wzruszyć ramionami.

Byle do przodu, na nowo, z błogosławieństwem, choć nie ma już dachu i małej wieży, a wszystko doszczętnie zalane. . .

1 komentarz:

  1. zawiść po prostu...
    u nas w niedziele również było o domu na piasku/domu na skale.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń