niedziela, 13 marca 2011

lekko




I zostawia się coś przypięte jak rower... Byleby samemu nie dać się przypiąć.

Dni mroczności, posępność oby za plecami już. Jakoś trzeba nam dać się nagiąć wiośnie. Niech odżywa wszystko i zzielenieje krew w żyłach. Niech kwitnie obficie i wybucha tysiącami zapachów. A ludzie błogosławieni oby zadarli radośnie twarze ku słońcu.

Bo odradzanie się zachwyca wdzięczną lekkością - niczym zrzucanie grubych kożuchów pod stopy i w locie złapane lekkie płaszczyki. Uśmiechy, szczebioty, ptaki i wpół do piątej rano, gdy dzień nowy podnosi już jedną powiekę, by znów mrugnąć okiem. I zawadiackie światło, co miesza się z zapachem ziemi - rozgrzanej jak w dniu stworzenia.

Miserere mei Deus.

Pod stopami kurz, na twarzy wiatr, w uszach jasny dźwięk tego, co wzdychać ciężko przestaje. By znów móc się cieszyć... Z człowiekiem pić kawę i wygadywać drobne głupoty. Robić zdjęcia, napełniać się światłem od rana. Poironizować i spojrzeć poważnie i z rozmachem na to, co takie ważne. Umieć wstawać z łóżka, ławki, od stołu i od ołowianych myśli. I nie dać się gnieść niczemu. Oddawać własną powagę oraz jej brak, by lżejszym być i by dłonie mieć otwarte.
Wskakiwać na kolana i wpełzać w ramiona, żeby nie było już źle.
I czasem pohuśtać nogami, nie udając zbyt poważnego.





5 komentarzy:

  1. i filiżanka jaka radośnie kwiatowa. a ja się uśmiecham nieśmiało-przypominająco na okoliczność miserere.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak. klimatyczna ona jest. i Miserere jest. A filiżanka z Litwy, choć pewnie made in China.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka piękna filiżanka! Maniaku, wyczekuję wspólnej kawy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. chętnie. Bardzo chętnie. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń