czwartek, 3 marca 2011

o Dukli nie tylko Stasiuka, o miejscach i o zapachach.


(...) bo miejsca i miasta wydzielają zapachy jak zwierzęta, trzeba tylko uparcie je tropić, aż trafi się na właściwy ślad i w końcu na kryjówkę. Trzeba je nachodzić w różnych porach dnia i nocy i gdy nuda wyrzuci nas jednymi drzwiami, trzeba spróbować od innej strony, oknem albo szosą od Żmigrodu czy Bóbrki, aż stanie się ten rodzaj cudu, w którym światło załamie się w przedziwny sposób i splecie z czasem w przejrzystą tkaninę, która przesłoni świat na ułamek chwili i wtedy oddech zamiera jak przed śmiercią, ale strach nie nadchodzi.
Andrzej Stasiuk, Dukla

Książka, która poniekąd sama z siebie wpadła w ręce. I opisy Stasiukowe, melodyjne, płynne. Czytam i widzę to wszystko. Momentami nawet można poczuć zapach tej Dukli, w której przecież się bywało.

I rynek dukielski nie jest mi obcy i zapach klasztoru i pola bardzo rozległe, w których cudownie siedzi się latem. Po uszy w trawie i słońcu. I widok na wiatrak, którego chyba już nie ma... Był może zielony, a może nie. W każdym razie stał na straży klimatu tego miejsca i trącał lekko tajemniczością, bo zawsze widziało się go z okna, nigdy z bliska i człowiek-dzieciak dopowiadał sobie o nim różne rzeczy.

By też park i stawy i nadgryzione ruiną mury. I boisko mokre po deszczu i ścieżki z chaotyczną mozaiką porozbijanych szkieł. I lipcowe burze, kiedy człowiek siedział na poddaszu i zamykał okno z ociąganiem, żeby poczuć na skórze cień grozy.

Wszystko tam pachniało deszczem i skwarem - razem, czy naprzemiennie.

I chodziło się na puszczę, do pustelni, na Cergową. Lasy, pola. Szachownica pól.

Dzieciakiem człowiek był i chłonął wszystko bardzo wyraźnie, dogłębnie i chyba na zawsze.

Każde miejsce ma swój zapach - tak, jak twierdzi pan Stasiuk. Coś się tylko później z ludzkim węchem dzieje niedobrego i z odnajdywaniem i zapamiętaniem przypisanych danemu punktowi na ziemi zapachów - coraz gorzej. Dukla miała wyraźny zapach i Zawadka Rymanowska też (permanentnej wilgoci zakleszczonej w drewnie;)). Ale jak pachnie Ukraina? Może Soborem Sofijskim, choć nie - Sobór to kwestia odrębna - ma swoją specyfikę, zapach, światło i podpisany każdy pyłek kurzu tańczącego w słońcu przed Orantą.

Wrócę tam.

póki wciąż mamy sny ...

3 komentarze:

  1. "po uszy w trawie i słońcu". niech już będzie lato!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja czytałam to z trochę innej perspektywy, bo te rejony są mi nieznane. ale po przeczytaniu już wiem, że nie ma innej opcji, muszę tam pojechać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. lato tak! pełną gębą!

    a Dukla - ma swój urok. niewątpliwie ;)
    dzięki wielkie, że książka owa wpadła mi w ręce z Twoją pomocą!! :)

    OdpowiedzUsuń