piątek, 12 marca 2010

ciąg dalszy

Jest zimno i śnieżnie. I kawa leje się litrami. Na zewnątrz szaro i biało, w głowie pojaśniało nieco. Nie zupełnie, ale nieco to już dużo.

No i kontynuacja myśli wczorajszej. Że jest tak, że są ludzie niezwykli na wskroś. Ściślej - po śmierć samą. To niepojęte i niecodzienne jest, uważam, że można umierając nie koncentrować uwagi na sobie. I nie chodzi o to, że w opuszczeniu. Po prostu - odchodzimy, ale choć zostawiamy lukę, to równocześnie jest ona pełna myśli spokojnych. Spokojnych o nasze "dalej", nasze "później". Niektórzy odchodząc pokazują palcem gdzieś indziej, gdzieś do przodu, czy do góry może, odwracając tym samym uwagę od śmierci samej w sobie. I za myślą jakiegoś żalu, czy niepokoju, biegnie kolejna - że dobrze się dzieje i że jest szczęście niewyobrażalne, w które właśnie wkracza człowiek. I że więcej już mu nic nie trzeba. Że Pełnia. Absolutna Pełnia Jest już na wyciągnięcie czyjejś ręki. Że koniec wszystkiego jest równocześnie wszystkiego początkiem. Że jest takie Wszystko naszemu wszystkiemu nierówne.

2 komentarze:

  1. i żeby umieć tak żyć... życie sztuką samą w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam, jak piszesz, Maniaku! Zupełnie niezwyczajnie i wrażliwie nieziemsko :)

    OdpowiedzUsuń