Sobota. Taka jedna z wielu.
Ulice zimne, choć już bez błota wymieszanego z brudnym śniegiem. Ostre powietrze, na które patrzę wcale nieostro. Za to wielkimi oczami. Permanentnie szeroko otwartymi, apatycznymi i bez wyrazu.
A przecież tak ładnie jest granatowym wieczorem.
Tylko ludzie czasem wrzeszczą. Być może z radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz