piątek, 19 marca 2010

upragnniony już czas

Nastał czas. Upragniony, wyczekany, przywołany tęksnieniem wszystkich. I można już o dziewiątej rano wyczłapać w piżamie na zewnątrz, na powietrze i tak sobie w słońcu stać, śniadanie jeść. I nie wzdryga już od zimna, a powietrze pachnie tak niewyobrażalnie, że wdychaj go pełną piersią! Wieczorem, nocą właściwie, poczujesz dym, taki marcowy. I zdaje ci się, że to już, już ludzie pieką kiełbaski gdzieś w pobliżu. (Choć tak naprawdę czas masowego grillowania eksploduje w rejonie około świątecznym, albo z nastaniem majówki). Wracasz zaawansowanym popołudniem do domu - głośno rozdzierają się ptaki. Głośno i przyjemnie dla ucha. Od świtu słońce opiera się o mury, wciska do okien, by w końcu wyleźć na dach i zalać wszystko ciepłem. Ciepłem i światłem. I twarze zaróżawia, bo same na to pozwalają z ochotą.

Wyjść, wrócić, pachnieć wiatrem.

Wiosna i więcej nic.

2 komentarze:

  1. no więc ja tu zamieściłam komentarz, i go nie ma, znikł

    OdpowiedzUsuń
  2. no więc ja tego komentarza nigdy nie widziałam (!)

    OdpowiedzUsuń