wtorek, 9 marca 2010

te człowieki

Oni są. Ludzie są. Jak to dobrze, że tak jest, że są. Świat nie byłby światem bez ludzi. Przenigdy.
I bez cukierków w czekoladzie.

Z pieca prosto na mróz wyszły nam dziś dwie zapiekanki z kiszonym ogórkiem, kiełbasą i oscypkiem - te najszlachetniejsze w Małopolsce, bo z zielonego okrąglaka. Palce sztywne, nie do zagięcia, ale i tak je się przyjemnie. Choć zimno wciąż psuje wszystko - studzi zapiekanki, gorliwość i zapał. Ale słońce jest. Już jest. Od świtu, aż do zmierzchu. I ratusz błyszczy na tle całkiem przyjaznego i cieszącego oko nieba. Jedno spojrzenie na to wieczne sklepienie i ratuszowe błyskotki i nie można nie pomyśleć o Kijowie. I baniach. Złotych baniach. Nic tak nie emanuje blaskiem, jak one. I choć niebo dziś nad kolebką małopolańskości czyste i gładkie, to jednak nie przebiło krasą tamtego - z sierpnia, ani zdjęć, których klisza przewija mi się w głowie przy różnych okazjach. I bez okazji też. Choć tak naprawdę nigdy jej przecież nie było, tej kliszy, a i zdjęć już nie ma nigdzie, tylko tu - w samym środku mojej czaszki. Albo gdzieś w okolicach mięśnia sercowego. I nawet anatomia tego nie przewidziała...

Teraz biegam. I widzę, że nie widzę. Że złapać kadrów sensownych nie mogę. I światła pod właściwym kątem. Gonię za kadrem, za światłem, za cieniem, za jakąś kompozycją, ostrością i jej brakiem w odpowiednich miejscach.

Gonię. Z wiatrem, pod wiatr, w kółko, dokądś i nigdzie.
Grunt, że po bruku, z którego śnieg już spłynął. Grunt to grunt. Pod nogami mymi dwiema.

A ludzie mają fotogeniczne twarze. I to chyba cieszy.

2 komentarze: