czwartek, 30 czerwca 2011

mgr = mam garnek rosołu



Butelka wina w zasięgu ręki stwarza ryzyko spożycia tegoż. A niech tam.

Dobrze jest siedzieć sobie z sobą u siebie pomiędzy różnorakimi widzeniami z ludźmi. Już to wiem, że najlepszym ze wszystkich dwunastu jest czerwiec. Bezwzględnie. Może towarzyszy człowiekowi jakaś podskórna tęsknota za etapem tuż po urodzeniu, którego wprawdzie się nie pamięta... A przecież nie było jeszcze wina w zasięgu ręki, ani stanów z cyklu wino polali - mam wizje świata jak Salvador Dali*. A mimo to się nie pamięta. No, cóż. Prawdę powiedziawszy i teraz podmiot nie doświadcza salvadorskiego punktu widzenia. W trzeźwości siła, narodzie!

Ale nie tylko w trzeźwości. Magistrowie się rozmnażają. Może i na potęgę, choć właściwie cóż oznacza obrona opasłego tomu? Mnóstwo czasu poświęconego uprzednio na napisanie tegoż, magiczne trzy literki przed nazwiskiem i - czasami - koniec studiów. Ale co poza tym? Nie przemądrzam się, bo swojej wypieszczonej pracuni jeszcze nie posiadam. Niemniej obserwuję i cóż... Studia w chwili obecnej są trochę jak guma do żucia - dostępne dla każdego. Żadne mgr, samo z siebie, nie robi już na mnie wrażenia i o człowieku nie zaświadcza. Choć jasne - sporo ludzi wkłada w swoje magisterki mnóstwo pracy, zaangażowania, serca i tuzin innych cudowności. I to należy docenić.

Patrzę sobie na edukację w kraju naszym. Wnioski? Sama czuję się już częścią pokolenia hm... głupków? Może lepiej zabrzmi ofiar badziewnego systemu edukacji ? Tak - człowiek uczy się nie tylko na własnych błędach, ale i na własną rękę. Szkoła szkołą - każdy teraz jakąś kończy, tak, jak każdy ma w domu mydło. Taka prawda.

I nie jestem zwolennikiem ograniczania dostępu do edukacji, ale na litość nad narodem - dlaczego jej poziom spada? Bo łatwiej manipuluje się głupim społeczeństwem, które zrobi wszystko, co powie mu telewizja, nawet jeśli będzie to wsadzenie palców do nosa i odtańczenie nago salsy na skrzyżowaniu w centrum miasta? Do geniuszu mi dalej niż stąd do kosmosu, więc doń nie zdążam. Niemniej - trzeba się samoedukować żeby nie zdurnieć. Świadomość boli, ale jest warunkiem czynnej formy życia.

Chyba dwie lampki wina wystarczą, bo robi się zbyt poważnie.

Takim robaczkom świętojańskim to dobrze jest - fruwają, świecą i ogólnie lajt. A mnie dobrze wśród tegoż oświeconego robactwa. Niech żyje czerwiec! :)


* fraza od Łowców.B

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz