Foto by Mysza.
(...) tylko ciebie samego traktuję poważnie. Wierz mi, że każdy ton twego głosu, każdy z twoich ruchów, każdy twój uśmiech traktuję poważnie. Ale myśli twoje traktuję mniej poważnie. Traktuję w tobie poważnie to, co dostrzegam jako istotne i konieczne. Dlaczegóż chcesz, aby właśnie myślom twoim poświęcono szczególną uwagę, kiedy posiadasz tyle innych darów? (...)
Hermann Hesse, Narcyz i Złotousty
Są takie momenty, godziny, dni, tygodnie, kiedy wpada się w turbulencje. Przewraca się w umyśle, w żołądku, w wyobrażeniach o rzeczywistości i w rzeczywistości też. Niekoniecznie przyjemne. Agresja jest jak wulkan - czujesz, że lada chwila strzeli i strzela. I szlag trafia zarówno twoje Pompeje, jak i Herkulanum. Do czasu... Do czasu, kiedy wszystko cichnie, (choć może wciąż jeszcze cuchnie spalenizną), a ty bez nerwowych drgawek możesz tę swoją powulkaniczną konserwę odgrzebać. Tak na spokojnie. Okazuje się wówczas, że coś tam jednak ocalało.
Jedną z fajniejszych rzeczy jest wyciąganie wniosków. Czasem dość problematyczna rzecz, bo wnioski lubią leżeć pod gruzami, jak życie po trzęsieniu ziemi.
Uderzam głową w bruk - kupuję kask.
Jest mi niedobrze po czarnych oliwkach - więcej ich nie jem.
Czuję się beznadziejnie i mam dosyć, ale przecież kiedyś już tak było. No i przeszło. Znaczy, że żadna to moja predestynacja.
Życiowo uczę się bardzo powoli, ale może dość dokładnie. Sesyjnie - bardzo szybko, bo w ostatniej chwili, więc i pobieżnie.
Lubię goździki. Szczególnie te różowe, które zawsze pachniały, obok tortu z truskawkami i z czerwoną galaretką. Obok różowych okularów w kształcie serduszek. Obok zielonego szkiełka powiększającego. Ze szkiełkiem, czy bez - wszystko miało dziwnie inny wymiar. Dzień bywał całym Wszechświatem. Rówieśnicy - księżniczkami i ekspedientkami ze sklepu. Pan Bóg - Potężnym Kimś znad Wieży Babel, znad drzewa z jabłkami, znad wód potopu. Zmartwienia - bardzo poważne wtedy i tak rozkosznie śmieszne teraz.
Człowiek rośnie, tyje, ucieka przed rydwanem czasu na złamanie karku. Niby jest mądrzejszy, dojrzalszy, więcej wie i potrafi. Dzień staje się kusym, niedopiętym tworem, z przykrótkimi rękawami. Noc przeradza się w przestrzeń do działania. Świat się poszerza, jak nadmuchany balon i masz wrażenie, że z akwarium przeskoczyłeś do oceanu. Babel jest czymś więcej, niż tylko wieżą z obrazka w Biblii dla najmłodszych. I Bóg pojawia się w różnych miejscach - nie tylko za kurtyną wielkiej ulewy, pomieszania języków i wyrzucenia ludzi z raju i to z głośnym trzaśnięciem drzwiami.
I niby zachodzi ewolucja, a jednak wciąż słońce zachodzi w tym samym miejscu, a ty patrząc na nie czujesz się tak samo bezpieczny, jak kiedyś.
Stałość też jest potrzebna.
walking in the sun
(...) tylko ciebie samego traktuję poważnie. Wierz mi, że każdy ton twego głosu, każdy z twoich ruchów, każdy twój uśmiech traktuję poważnie. Ale myśli twoje traktuję mniej poważnie. Traktuję w tobie poważnie to, co dostrzegam jako istotne i konieczne. Dlaczegóż chcesz, aby właśnie myślom twoim poświęcono szczególną uwagę, kiedy posiadasz tyle innych darów? (...)
Hermann Hesse, Narcyz i Złotousty
Są takie momenty, godziny, dni, tygodnie, kiedy wpada się w turbulencje. Przewraca się w umyśle, w żołądku, w wyobrażeniach o rzeczywistości i w rzeczywistości też. Niekoniecznie przyjemne. Agresja jest jak wulkan - czujesz, że lada chwila strzeli i strzela. I szlag trafia zarówno twoje Pompeje, jak i Herkulanum. Do czasu... Do czasu, kiedy wszystko cichnie, (choć może wciąż jeszcze cuchnie spalenizną), a ty bez nerwowych drgawek możesz tę swoją powulkaniczną konserwę odgrzebać. Tak na spokojnie. Okazuje się wówczas, że coś tam jednak ocalało.
Jedną z fajniejszych rzeczy jest wyciąganie wniosków. Czasem dość problematyczna rzecz, bo wnioski lubią leżeć pod gruzami, jak życie po trzęsieniu ziemi.
Uderzam głową w bruk - kupuję kask.
Jest mi niedobrze po czarnych oliwkach - więcej ich nie jem.
Czuję się beznadziejnie i mam dosyć, ale przecież kiedyś już tak było. No i przeszło. Znaczy, że żadna to moja predestynacja.
Życiowo uczę się bardzo powoli, ale może dość dokładnie. Sesyjnie - bardzo szybko, bo w ostatniej chwili, więc i pobieżnie.
Lubię goździki. Szczególnie te różowe, które zawsze pachniały, obok tortu z truskawkami i z czerwoną galaretką. Obok różowych okularów w kształcie serduszek. Obok zielonego szkiełka powiększającego. Ze szkiełkiem, czy bez - wszystko miało dziwnie inny wymiar. Dzień bywał całym Wszechświatem. Rówieśnicy - księżniczkami i ekspedientkami ze sklepu. Pan Bóg - Potężnym Kimś znad Wieży Babel, znad drzewa z jabłkami, znad wód potopu. Zmartwienia - bardzo poważne wtedy i tak rozkosznie śmieszne teraz.
Człowiek rośnie, tyje, ucieka przed rydwanem czasu na złamanie karku. Niby jest mądrzejszy, dojrzalszy, więcej wie i potrafi. Dzień staje się kusym, niedopiętym tworem, z przykrótkimi rękawami. Noc przeradza się w przestrzeń do działania. Świat się poszerza, jak nadmuchany balon i masz wrażenie, że z akwarium przeskoczyłeś do oceanu. Babel jest czymś więcej, niż tylko wieżą z obrazka w Biblii dla najmłodszych. I Bóg pojawia się w różnych miejscach - nie tylko za kurtyną wielkiej ulewy, pomieszania języków i wyrzucenia ludzi z raju i to z głośnym trzaśnięciem drzwiami.
I niby zachodzi ewolucja, a jednak wciąż słońce zachodzi w tym samym miejscu, a ty patrząc na nie czujesz się tak samo bezpieczny, jak kiedyś.
Stałość też jest potrzebna.
walking in the sun
o moje foto. :) kiedy rolki, Umberto? ;P
OdpowiedzUsuńo, Mysza!! :) rolki chętnie, tylko stopa mi jeszcze nie działa jak należy. ale jak nie rolki, to co inne koniecznie, bo jakoś mi tak mało Ciebie ostatnio. Dlaczego Umberto ? ;P
OdpowiedzUsuń