środa, 1 czerwca 2011

powietrze staje się lżejsze


Ja przepraszam, że to powiem, ale powiem. Są takie dni, kiedy człowiekowi cisną się na język wszystkie podłe słówka na k, p, s i tak dalej. Bynajmniej nie chodzi o k jak krnąbrność, p jak podłość i s jak ... ? Wiadomo w czym rzecz. I przystopować tak trudno, chyba cały język trzeba byłoby sobie zgryźć, żeby przełknąć te wszystkie kpsy, nie wyrzucając ich na świat.

Środa nie jest wtorkiem, choć po wtorku następuje, co oznacza dokładnie tyle, że nosi w sobie jego ślady. Taki syndrom dnia następnego, niekoniecznie w kontekście alkoholowym. Bardzo niekoniecznie.

Lekarze są jak ludzie. A raczej są ludźmi chyba. Nie no jasne, że są. Czytaj: mogą cię wkurzać i ty także możesz ich wkurzać, a kiedy się tak powkurzacie razem to jest burza w powietrzu, która prędzej, czy później musi się rozładować. Inna rzecz, że czasem burza pojawia się ni stąd, ni zowąd i żadnego lekarza, czy innego homosapiensa do tego nie trzeba. Skrzy się po prostu ile wlezie bez przyczyny z grubsza.

Nic to, trzeba dopełnić wszystkich formalności i brać się za pisanie jakichś pierdołowatych i nudnych niczym tona flaków prac zaliczeniowych, choć wciąż się siebie pytam: po co?

Chyba dlatego, że coś robić trzeba. Do czasu, gdy nie zacznie się robić czegoś bardziej trafionego.
Bo tak całkiem poważnie: doceniam i szanuję pracę nauczycieli, bo jeżeli ktoś się do tego przykłada, to wcale nie jest to miód na ustach. Raczej rutyna, wymagająca ogromu cierpliwości i serca. Dlatego też potrzeba ludzi, którzy chcą dać coś z siebie innym w ten właśnie sposób. Bardzo potrzeba. Ale, wybaczcie państwo, z moimi kpsami, choleryctwem ponad normę i znudzeniem okołopedagogicznymi frazesami, nie będę to ja. Dla dobra wszystkich.

Dobrej środy, we wciąż jeszcze trwającym sezonie na czereśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz